niedziela, 1 marca 2015

Wyniki konkursu "Oswajamy Śmierć"

Wyniki konkursu "Oswajamy Śmierć"

1. Miejsce zagarnęła Dorota Klewicka za zdjęcia. 



2. Miejsce przypada Małgorzacie Karaśkiewicz za opowiadanie pod tytułem " Zemsta"
Nadesłano 33 prac i naprawdę trudno było wybrać zwycięzców. Wszystkie pozostałe prace zostaną również opublikowane na stronie i blogu.
" Zemsta" Małgorzata Karaśkiewicz
Inkwizytor poprawił ciężkie szaty na rękach. Stał za blatem w kościele. Przed nim w ławach siedzieli wierni. Biedni wieśniacy, bogaci kupcy, mężni rycerze. Przed ołtarzem, w otoczeniu innych inkwizytorów i straży miejskiej, kuliła się postać. Obleczona w łachmany i kilogramy łańcuchów po prostu klęczała przed ołtarzem i krucyfiksem. Wpatrywała się swymi pozbawionymi wyrazu oczyma w księdza. Jej twarz nie wyrażała emocji. Nie mógł odgadnąć, czy martwi się, jaki będzie wynik sądu, czy może boi się, czy złości. Po prostu klęczała ze zmęczenia.
- Czy jesteś świadoma swych zbrodni?- zapytał drżącym głosem.
W odpowiedzi usłyszał tylko gardłowe gulgotanie. No, tak zapomniał. Rozkazał obciąć jej język po tym, jak wygadywała bluźnierstwa. Kiwnęła jednak głową na jego słowa.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że nie możemy wtrącić cię do lochu na resztę twego żywota? To byłoby, co najmniej godne kary bożej! Musimy wydać wyrok równoważny z winą...
*
Ujęła ten stary kawałek chleba z podłogi i natychmiast zjadła. Na pewno ma tydzień lub półtora. Coś chrupnęło jej między zębami. Robak. Zacisnęła powieki i żuła dalej. Smak był straszny, a świadomość zjedzenia karalucha napawała ją przerażeniem. Nie wypluła. Zakodowała sobie, że porcję świeżego jedzenia i wody dostaje, co dwa dni. Bez wydania z siebie dźwięku przeczołgała się pomiędzy nogami śpiącego wartownika. Wstrzymała oddech i spojrzała na innych. Dawno poszli spać, wycieńczeni pracą i małymi racjami pożywienia. Na palcach doszła do kąta i oparła się o zimną ścianę. Wypuściła powietrze z płuc i podciągnęła starą szmatę na swoje ciało. Każda odrobina ciepła była na wagę złota. W tym ciemnym lochu...
*
- Czy poza tym, co uczyniłaś w wiosce, czyniłaś coś podobnego w innych częściach kraju?
Pokiwała ochoczo głową i spojrzała prosto w oczy sędziego. Gdy wcześniej wpatrywał się w nie, wydawały się zbyt przerażające, by miał je człowiek. Z daleka było tylko gorzej. Jako jedyne, zdradzały życie w jej umęczonym ciele i świeciły upiornym blaskiem. Kolor ciemny jak noc i skrywający równie mroczne myśli...
*
Ciężko podniosła się z posłania, by stanąć przed surowym dowódcą jej baraku. Trzymał w ręku krótki bat z kulkami z żelaza. Spuściła wzrok.
- Do roboty, czerwie! Albo zostaniecie pożywką dla psów!
I trzasnął pejczem o podłogę tuż przy jej stopach. Podskoczyła, ale się nie cofnęła. Umiała dogłębnie i głęboko skrywać obawy i lęki. Bała się dowódcy, ale nie aż tak jak wszyscy. Poszła posłusznie do pierwszego wejścia do kopalni. Tam czekały kilofy, łopaty i kosze z wikliny. W milczeniu każdy wziął swój sprzęt. Z koszykiem na plecach i łopatą w dłoni powlekła się za jakimś mężczyzną. Będzie po nim zbierać gruz i urobek. Może rzuci jej, jakiś okruch ze swego posiłku?
*
- Bóg wyznaczył mnie, w swej łaskawości, na swojego zastępcę i abym czynił w Jego imieniu sądy na zbrodniarzach. Ta tutaj, popełniła najgorszą winę: bluźniła przeciwko Bogu i zamordowała pół wioski! Ciała ludzi mówią same za siebie: uczyniła to nożem! Zrobiła to bez przyczyny...
Dalsze słowa zatonęły w ogłuszającym wrzasku. Był to ni zwierzęcy ryk, ni krzyk ludzki. Skulona kobieta wyła swym dziwnym, nieodgadnionym przez księży sposobem. Nie miała przecież języka. Wyła tak dobrych kilka minut, jakby pragnąc sprzeciwić się jego słowom.
*
Powolnymi ruchami wypadła z pokoju. Cała obolała, w siniakach i ranach. Dyszała ciężko. Resztki jej przepaski zwisały z bioder i całe ubabrane były krwią i winem. Starła z twarzy resztki wina. Chwiejnie podniosła się z podłogi. Kilka kroków później czołgała się po podłodze. Z uśmiechem ulgi otworzyła drzwi baraku. Skulone w kącie starsze dziewczęta podbiegły do niej i z przerażeniem ułożyły na spleśniałym kocu. Nic nie mówiąc wskazały na drzwi.
- Ty...- wychrypiała w odpowiedzi wskazując tę, którą wszyscy przezywali Liść. Dziewczyna zawyła cicho, ale wyszła posłusznie. Reszta zostawiła jej trochę wody w kamiennej skorupie. Wypiła ją łapczywie i padła na posłanie. Usnęła niedługo po tym. Zbyt zmęczona by czuwać...
*
-...więc najodpowiedniejsza będzie szubienica! Stos byłby aktem zbyt wielkiego miłosierdzia z naszej strony!
Cała gawiedź zakrzyknęła radośnie i jakby z okrucieństwem. Wymaszerowali z kościoła w gwarze zaraz po mszy, w trakcie, której ksiądz nie omieszkał wielokrotnie wspominać, iż takie czyny będą ukarane najgłębszym miejscem w piekle. Spoglądał wtedy wymownie na skazaną. Nie poruszyły ją te słowa, przywołały jedynie kamienną minę na jej oblicze. Nie spuściła wzroku z żadnego ze strażników, gdy postawili ją na nogi i kazali wyjść na plac. Uniosła dumnie głowę, mijając wściekły i rozwrzeszczany tłum.
*
Krzyknęła głośno, by robotnicy pchali mocniej. W końcu drzwi trzasnęły i pękły w pół. Wszyscy uskoczyli przed strzałami z pomieszczenia. Syknęła wściekła. Czekała, aż salwa się skończy i wparowała do pokoju. Z okrzykiem chlasnęła ostrzem po odsłoniętych głowach łuczników. Wszyscy upadli i konali pod jej stopami. Dostrzegła władcę kopalni. Stał uzbrojony w miecz i czekał na nią. Z okrzykiem rzuciła się na niego. Rozpłatała mu nogę i rękę. Padł przed nią i począł błagać:
- Nie... Proszę. Nie zabijaj mnie. Dam ci, co chcesz: pieniądze, władzę. Co? Chcesz?
Uśmiechnęła się do niego i pochyliła się nad przerażoną twarzą. Wyglądał tak żałośnie i bezbronnie. Pocałowała go w usta i szepnęła tylko jadowitym tonem:
- Nie oddasz mi moich straconych lat.
Wbiła klingę w jego pierś. Zachłysnął się. Odrzuciła go kilka metrów i podeszła do butelki wina. Zębami wyciągnęła korek i polała martwe ciało.
- Masz... Miłego picia z diabłem.
Roztrzaskała butelkę o podłogę o sięgnęła po następną, którą sama wypiła...
*
Tłum krzyczał i rzucał w nią obelgami:
- Morderczyni! Rzeźniczka! Czarownica!
Nie zważała na te słowa i szła w kierunku szubienicy. Na jej obliczu malował się spokój i chłodne wyrachowanie. Wiedziała, że nic nie poradzi na wrzaski tłumu, ale mogła coś poradzić na wyrok śmierci poprzez zawiśnięcie. Nie z takich kłopotów się wygrzebywała...
*
Jej mistrzyni ciągle się o coś czepiała. W końcu postanowiła skończyć z jej skrzekliwym głosem i po prostu ją zabiła. Tak samo, jak właściciela kopalni, wiele lat temu, z zimną krwią. Odeszła z miasta, w którym mieszkały, uciekając przed sądem. Tułała się kilka lat, aż dotarła nad Morze Czarne. Śniegi jej ojczystego kraju zdawały się być wszystkim, z czego składa się ten świat, tak myślała, jako dziecko. Przekonała się, iż czasami ojczyzna to tylko maluteńki skrawek ziemi, nieprzygotowujący do życia. Zimno, głód i przerażenie przed zwierzętami czegoś jednak uczą: możesz ufać tylko sobie. Jednak, mimo tego, trafiła z mieszkańcami pod jarzmo, do kopalni. Uwolniła się po powstaniu niewolników. I zdawać by się mogło, że po tym będzie dobrze. Przygarnęła ją taka sobie starsza kobieta. I nauczyła nowej zasady: jeśli masz przeżyć, musisz prześcignąć innych do owoców ziemi, choćbyś nie wiadomo jakich sztuczek miała użyć, by to osiągnąć, nie wahaj się używać więc miecza. Nie mrugnęła nawet powieką powalając wielkie oddziały. Gdy doszły ją słuchy o mieście, nazywam „ Gniazdo Zła”, wycięła w nocy w pień mieszkańców, po cichu, a resztki spaliła. Nie raz, nie dwa oferowała swe usługi władcom. Gdy coś zlecali, robiła wszystko szybko i bezgłośnie. Ale bardzo nie lubiła krętactwa i oszustwa. Brak zapłaty oznaczał rok nękania i palenia osad. Po trupach winnych i niewinnych dążyła do swego celu: przetrwania i zemsty za niesprawiedliwości...
*
Dumnie wypięła pierś i wpatrywała się w tłum. Wszyscy mieli dzikie wyrazy na twarzach i wyraźnie cieszyli się, iż zobaczą wieszanie czarownicy. Spojrzała na kata i na migi pokazała by uwolnił jej ręce. Zdumiony człowiek zwrócił się do inkwizytora. Ten zmieszany podszedł i zapytał ją cicho:
- Prawo ostatniego życzenia?
Pokiwała głową. Kiwnęła na beczkę z wodą, na niego i na siebie. Oczy wyszły mu na wierzch z niedowierzania.
- Chcesz chrztu?!
Wzruszyła ramionami i klęknęła. Ksiądz sięgnął po wodę, a kat rozsupłał jej dłonie. Złożyła je jak do modlitwy i spojrzała błagającym wzrokiem na wodę. Trzy razy zmoczyła głowę. Nadał jej imię Mortis, by, choć z imieniem miała przeżywać wieczne męki w Piekle. Wstała i... Uśmiechnęła się jak wilk. Zrzuciła z siebie resztki więzów i wyrwała halabardę z rąk wartownika. Jednym zamachem rąbnęła w głowę kata, księdza i kilku innych. Wyrwała miecz wartownikowi i zeszła z podestu. Cały czas gulgocząc z zadowolenia, siekała na prawo i lewo. Nacierający na nią strażnicy nie mogli jej dosięgnąć, a ona powalała ich całymi zastępami. Masakra trwała kilka minut. Na pustym placu pełnym świeżych trupów, stała ona, napawając się tym widokiem. Ruszyła na dalsze łowy, by wiadomość nie dosięgła jeszcze jakiegoś znaczniejszego inkwizytora, bo będą się mścić. Zakończyła je dopiero, po przeszukaniu całego miasta. Nikt się nie uratował. Nikt poza nią. Podłożyła pod domy i budynki znaleziony proch i kule armatnie. Pochodnia upadła na specjalnie przygotowany sznur. Skoczyła na konia i wyjechała przez bramę pilnowaną przez martwych. Obróciła się na wzgórzu i spojrzała na swoje dzieło. Drewniane strzechy dogasały już, a płomienie trawiły większe budynki. Bez żalu odjechała na północ, by odwiedzić swą ojczyznę. Może znajdzie tam jakieś miejsce by osiąść na stałe? Dotąd przepędzano ją z każdego miejsca. A na północy nikt jej nie znajdzie... Tam odnajdzie spokój.
*
Rozkopała zwęglone ruiny swego domu z dzieciństwa. Szybko tu dotarła, podróż zajęła zaledwie trzy miesiące. Znalazła nagle pod stopą kamienną miskę. Uniosła naczynie w górę i poczuła łzy płynące po policzkach. Mama zawsze myła ją w tym naczyniu, gdy miała zaledwie rok. Bez jęku cisnęła miskę, by ją roztrzaskać. To już przeszłość. Wtedy nazywali ją Włada i miała wyjść w przyszłości za jednego z okolicznych bogaczy. Plany rodziców pomieszał najazd. Utraciła imię, rodziców, pozycję społeczną i resztę towarzyszy. Straciła wszystko, stała się bezimienna. Teraz mogła bez wstydu stanąć przy mogile ojca i mu się pokłonić. Miała to, czego on zawsze pożądał: wyjątkowe imię i sławę.
Kamienie pokryły się przez te lata mchem. Pochyliła się i szepnęła w myślach, bo nie miała języka by przemówić: Witaj, ojcze. Mam, coś chciał: miecz na mogiłę ku pamięci. Po tym wbiła zdobyczne ostrze. Zastanowiła się chwilę i dodała: Dali mi nowe imię, ojcze. Nazywają mnie Mortis i uciekają na ten dźwięk w popłochu. Bo widzisz... Zemściłam się na tym świecie za ciebie i matkę. I całą naszą brać. Żegnaj.

Odeszła od grobu pośpiesznie i odjechała na skradzionym koniu. I tylko kruk na drzewie wpatrywał się w mogiłę starego kniazia. Słuch o Mortis zaginął. Może zmarła z zimna lub głodu? Wilki ją pożarły, gdy była osłabiona? Kto ją wie? Albo do dziś jeździ po śniegach lodowatej Syberii i wyje do nieba o swojej krzywdzie. I tylko kruki siedzące na drzewach słuchają jej skargi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka