Hymir był olbrzymem, ojcem boga Tyra.
Żył na brzegu oceanu, czyli inaczej mówiąc, na końcu świata. Zajmował się
rolnictwem i rybołówstwem. Miał też olbrzymi kocioł, jedyny, w którym można
było uwarzyć dość piwa na ucztę dla Asów u Aegira. Thor, któremu nie uśmiechało
się biesiadować w obawie, że zabraknie ulubionego przezeń trunku, obiecał
Aegirowi, że przyniesie mu kocioł w prezencie.
W wyprawie towarzyszył mu Tyr, który na miejscu spotkał swą matkę, śliczną kochankę Hymira i babkę, olbrzymkę o wielu głowach. Hymir nie był zbyt zachwycony wizytą, ale nie zamierzał uchybić świętym prawom gościnności. Thor jak zwykle popisał się apetytem – z zarżniętych na wieczerzę trzech wołów, sam zjadł dwa. W zamian za to obiecał nazajutrz pomóc Hymirowi podczas połowu ryb. Thor sam musiał zadbać o znalezienie przynęty – i tu ofiarą padł najdorodniejszy ze stada wołów olbrzyma – Himinhrjota („pustoszyciel niebios”). As wściekle wiosłował i wypłynęli dalej, niż miał to w zwyczaju Hymir, mimo ostrzeżeń olbrzyma, że mogą w tym miejscu natknąć się na węża Midgardu. I tak się stało. Thor użył jako przynęty głowy Himinhrjota i wąż połknął haczyk. Rozpętała się zaciekła walka. Thor ciągnął tak mocno, że przebił stopami łódź i oparł się o dno oceanu. Tym sposobem zdołał wyciągnąć łeb Midgardsoma nad burtę. Struchlały walką Hymir przeciął linkę, umożliwiając Midgardsomowi ucieczkę. Tym samym szansa na zamordowanie potwora została zaprzepaszczona.
Wracając do wątku głównego mitu, starań Asów o
kocioł, mimo jednoznacznych dowodów na niezwykłą siłę Thora, Hymir wciąż nie
kwapił się do oddania naczynia i poddawał Asa kolejnym próbom. Najpierw
rozkazał gromowładnemu, by przyniósł łódź z przystani do zagrody Hymira.
Oczywiście przez przypadek była wypełniona wodą. Potem Hymir zażądał, by syn
Odyna rozbił jego ulubiony puchar. Nie było to łatwe zadanie. Gdy Thor uderzył
naczyniem w granitowy słup, krzywda stała się tylko filarowi, a naczynie nawet
się nie zarysowało. Dopiero kochanka Hymira, matka Tyra, zdradziła
gromowładnemu, że tylko czaszka olbrzyma jest twardsza od pucharu. To zresztą
okazało się prawdą.
W końcu Hymir pozwolił gościom zabrać kocioł, ale postawił ostatni warunek – mają go samodzielnie zanieść. Tyr nie zdołał nawet podnieść naczynia, ale Thor zarzucił go sobie na głowę (był on tak ogromny, że widać było tylko pięty gromowładnego) i ruszył raźno przed siebie. Uczta u Aegira udała się tak dobrze, że odtąd bogowie co roku zbierają się u niego, by świętować. I nie muszą się martwić, że piwa zabraknie.
-Harry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz