czwartek, 2 kwietnia 2015
Bestiariusz słowiański cz. 2.
W upalne letnie dni mogło się przytrafić spotkanie z południcami. Przybierały one postać ubranych na biało kobiet ze złotym sierpem zatkniętym za pas, czasem w towarzystwie siedmiu czarnych psów. Na przebywających w polu rolników sprowadzały omdlenia oraz bóle głowy. Niektóre południce lubują się w zadawaniu zagadek, o których rozwiązania uzależniają życie swojej ofiary. Znane są także ze swojej niechęci do dzieci; często porywały je, szczuły psami, grzebały żywcem w ziemi. Południce rodziły się z dusz młodych kobiet zmarłych pomiędzy swoimi zaręczynami a ślubem. Pojawiały się jednak tylko latem, przebywając w okolicach pól uprawnych. Można były je spotkać jeszcze krótko po żniwach, jednak z pierwszymi jesiennymi chłodami rozwiewały się na wietrze, by pojawić się dopiero następnego lata.
Nie wszystko, co nadnaturalne musiało przynosić szkody. Domowiki, zwane też domowymi, domowojami, były duchami opiekuńczymi gospodarstwa domowego, ludziom, którzy dobrze je traktowali pomagały w pracach gospodarskich, chroniły zwierzęta przed chorobami, a także opiekowały się dziećmi. Te dobroczynne demony widywane były w postaci małych ludzików przypominających staruszków z długimi brodami, mogły także przeobrażać się w koty i psy. Zaniedbywane jednak opuszczały nieprzyjazną rodzinę, kto zaś dotkliwie je obraził mógł się spodziewać ich zemsty. Domowiki szybko zaprzyjaźniały się z gospodarzami. Jeśli rodzina, przenosząc się do nowego mieszkania grzecznie poprosiła, towarzyszyły przy przeprowadzce. Powiadano, że gdy domowik gra na grzebieniu, zwiastuje to rychłe wesele w rodzinie, a jego śmiech zapowiada dostatni rok.
Gumienniki (jak można wywnioskować z ich nazwy) zamieszkiwały gumna, tj. miejsca przechowywania snopów zboża przed młóceniem. Z natury nie są ani dobre, ani złe. Czasem pilnują zbiorów przed gryzoniami czy ogniem, niekiedy to samo zboże same podpalały, czy zanieczyszczały, szczególnie, gdy ludzie młócili je podczas silnego wiatru albo dni świątecznych. Podobne są do domowików, jednak ich oczy świecą w ciemnościach. Najłatwiej ze wszystkich stworów się obrażają, ciężko też je przebłagać zanim narobią szkód w obejściu. Aby zaskarbić sobie przychylność gumienników i ustrzec się przed ich psotami, ofiarowywano im talerz owsianki z pierwszego zbioru ziarna.
W legendach również często pojawiają się rusałki, znane także jako brzeginie lub boginki. Mają postać pięknych młodych dziewcząt o jasnej karnacji i długich ciemnych włosach, z odcieniem zieleni. Zazwyczaj pojawiają się nago lub w zwiewnych białych sukniach. Lubią muzykę, taniec i śpiew, którymi często wabią młodzieńców, po czym łaskoczą na śmierć. Uwielbiają także stroić się w kwiaty i bujać się na gałęziach drzew, zaczepiwszy się o nie swoimi włosami. Dzielą się na rusałki wodne zamieszkujące jeziora, i rusałki leśne, zasiedlające spróchniałe, wydrążone pnie drzew. Zdarza się, że strzegą ukrytych, dawno zapomnianych skarbów. Rusałki bardzo nie lubią piołunu i z reguły nie zbliżają się do nikogo, kto ma przy sobie tę roślinę.
Borowy, zwany także Leszym, Lasowym, albo po prostu Leśnym Dziadem był opiekunem lasów i zwierzyny leśnej. Był widywany pod dwoma postaciami: niedźwiedzia, bądź też starca o nienaturalnie bladej twarzy, o zmiennym wzroście (przechodząc obok wysokich drzew stawał się wyższy i potężniejszej postury, obok małych drzewek był niższy i wątlejszy). Jego stosunek do ludzi w dużym stopniu zależny był od tego, jaki był ich stosunek do lasu. Jednych wywodził w głąb lasu i pozostawiał na moczarach, innym pomagał znaleźć drogę do osady. Ludzi niszczących przyrodę wypędzał z lasu rzucając w nich kłodami i wygrażając im sękatym kijem. Wysypał czasem jagody z koszyków, ale z drugiej strony chronił niewinne dzieci przed groźniejszymi zwierzętami, zbójcami, złymi mocami.
Zmory, znane też jako kikimory (szyszymory) za ofiary obierały sobie śpiących ludzi, szczególnie młodych, gdyż ich krew była świeższa. W nocy przyciskały kolanami klatkę piersiową nieszczęśnika, powodując uderzenie krwi do głowy, po czym przez nos wysysały krew. Osoba dręczona przez zmorę głośno jęczy przez sen i obficie się poci. Pomóc jej można zagarniając niewidzialną istotę od strony głowy ofiary, w kierunku nóg do trzymanej w prawej ręce butelki. Butelkę należało porządn...ie zakorkować, po czym wrzucić do wody. Przez kilka nocy po pozbyciu się zmory, nad wodą można słyszeć płacz małego dziecka, nie wolno jednak zwracać na niego uwagi i iść wtedy nad wodę, by nie narazić się znów na dręczenie przez nią. Chociaż zdarza się, że niezwykle wygłodzona kikimora doprowadza do śmierci swojej ofiary, na ogół dochodzi tylko do tymczasowej utraty sił, co mijało naturalnie po jakimś czasie.
- Blackrose
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz