wtorek, 7 lipca 2015

Klątwy


W dzieciństwie rodzice zabraniali nam przeklinać, ale wtedy nikt z nas nie uważał tego za sprawę życia i śmierci – i słusznie. W dzisiejszych czasach „przeklinanie” oznacza po prostu wyrażanie się w sposób wulgarny. Bywa to rażące, oznacza niejednokrotnie złe maniery, ale zdecydowanie nie jest zabójcze. Niestety w minionych wiekach przekleństwo było czymś więcej niż tylko inwektywą. Było ono uważane za jedną z najniebezpieczniejszych i najpotężniejszych form magii, która miała sprowadzać na jej obiekt chorobę, cierpienie, ból, a nawet śmierć.

Praktyka przeklinania swoich wrogów znana jest od tysięcy lat i jest obecna w kulturach całego świata. Klątwy można było zapisywać i wypowiadać. Typowa ustna klątwa zaczynała się od wezwania do pomocy jakiejś nadprzyrodzonej istoty (bóstwa, demona). Następnie ze szczegółami zwykło się opisywać jaki to ponury los ma spotkać ofiarę. Przykład takiej klątwy z IV wieku: „Wzywam cię, zły duchu, co cmentarz obrałeś za mieszkanie i człekowi odbierasz zdrowie. Idź, a guzami okryj głowę, jego oczy, usta i język, i gardło jego, i wody trującemi napełnij trzewia jego. Bo jeśli nie udasz się doń i trzewi jego nie napełnisz trującą wodą, wyślę przeciw tobie zastępy aniołów zła. Amen”. Tego typu klątwy miały być skuteczne bez względu na to, czy powiedziało się je wprost do ucha czy też wyszeptało setki kilometrów od niego. Ponoć jednak klątwa pisemna miała większą moc, gdyż mogła trwać dużo dłużej od momentu jej powstania.

Co ciekawe zachowały się klątwy pochodzące z V wieku p.n.e. i nic dziwnego, że ich ofiary od dawien dawna już nie żyją. Były ryte na tzw. tablicach przekleństw (kawałki drewna, wosku, ołowiu). Umieszczano na nich imię ofiary, skutek jaki ma przynieść klątwa, kilka magicznych słów, a także imiona demonów, które to miały zająć się wprowadzeniem klątwy w czyn. Taka prosta tablica mogła zawierać np. takie sformułowanie: „Jak ten ołów coraz zimniejszym się staje, tak niech i z Johnem Smithem będzie”. Następnie taką tablicę należało zakopać w ziemi, a kiedy ochładzała się do temperatury gruntu wtedy i ciało Smitha miało się oziębiać do momentu, w którym nie padnie on martwy. Najpotężniejsze miejsca, w których zwykło się zakopywać takie tablice to te, które były związane ze śmiercią: pola bitewne, nowe groby czy też place, na których dokonywano egzekucji. Równie dobrze można było wrzucić taką tablicę do studni. gdyż w powszechnym mniemaniu była ona bramą do zaświatów. Aby klątwa była jeszcze mocniejsza to należało imię ofiary przebić gwoździem lub ciasno drutem obwiązać całą tablicę.

W starożytnej Grecji i Rzymie tablice przekleństw były powszechnie używane. Archeologowie odnaleźli różne jej typy: niektóre miały za zadanie sprowadzić na ofiary śmierć w męczarniach, inne z kolei pomieszać zmysły i poplątać języki przeciwników politycznych i/lub doradców prawnych. Jedna z tablic z kolei miała za zadanie wpłynąć na wynik wyścigu rydwanów (klątwa miała objąć zawodników przeciwnej drużyny i ich konie). Oficjalnie nie pochwalano rzucania klątw w celach uzyskania korzyści, ale sprawa wyglądała inaczej kiedy padały one z ust osób publicznych na wrogie wojska, wrogów publicznych czy złoczyńców.

W średniowieczu znaczenie klątw urzędowych zmalało, ale nadal wierzono w olbrzymią moc rzucanych przekleństw przez uciśnionych i biednych, zwłaszcza jeśli były one podyktowane słusznym gniewem. Przez wiele wieków najbardziej obawiano się tzw. klątwy żebraczej, która była rzucana na tych odmawiających jałmużny ubogim.

W Anglii w XVI i XVII wieku na porządku dziennym było rzucanie klątw. Zatem niczym niezwykłym nie było kiedy nagle ktoś np. na miejskim placu padał na kolana i wzywał Boga by ten puścił z dymem domy jego nieprzyjaciół, zniszczył plony, wytracił dzieci, czyli słowem: zniszczył wszystko i wszystkich co do nich należy i sprowadził na nich „wszystkie plagi egipskie”. Co prawda dla wielu z nas podobne tyrady mogą się wydawać niegroźne to jednak tym, którzy się na nie zdecydowali zalecana była jednak ostrożność. Jeśli jeszcze do tego ofiara takich przekleństw zapadała na zdrowiu i przypisano to działaniu klątwy to wtedy człowiek, który wypowiedział takie słowa kończył najczęściej w więzieniu oskarżony o czary.

„Licencja na klątwę”
Od najdawniejszych czasów wszyscy, którzy chcieli zaszkodzić swoim przeciwnikom/wrogom korzystali z usług zawodowców, czyli wiejskich czarowników lub czarownic, którzy znani byli ze skuteczności w rzucaniu klątw. Ci, którzy wiedzieli, że stali się obiektem przekleństwa lub klątwy często odczuwały ich działanie. Prawdopodobnie z samego lęku czy też niepokoju jakimi je napawał sam fakt. Pojawienie się mdłości, bólów głowy, wymiotów, bezsenności czy innych niepokojących objawów było wystarczającym dowodem by czuć się „przeklętym”. Jeśli taka ofiara nie była nadmiernie osłabiona to starała się znaleźć innego czarownika, który ów klątwę by z niego zdjął i rzucił odpowiednie przeciwzaklęcie. Co ciekawe: w wioskach, gdzie mieszkał tylko jeden czarownik/czarownica trafiały do niego obie zainteresowanie strony i wtedy do jego kieszeni wpływała pokaźnej wielkości suma.

- Frey

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka