poniedziałek, 21 listopada 2016

“Tam gdzie ciepło” - recenzja


"TAM GDZIE CIEPŁO" 
Paweł Kornew - recenzja
 
 
Swoją przygodę z Fabryczną Zoną zaczęłam od S.T.A.L.K.E.R.a. Początkowo nie interesowałam się książkami z żółtymi, zielonymi oraz niebieskimi trójkątami. Niedawno otrzymałam powieść „Tam gdzie ciepło”. Tytuł brzmiał zachęcająco, okładka kusiła, ze słów znajomych wynikało, że książka to taki S.T.A.L.K.E.R. plus czary. Porównanie dość dziwne, jednak intrygujące i całkiem pasujące. Otwierając powieść, otrzymujemy zgrabne wprowadzenie. Poznajemy, czym jest Przygranicze, dowiadujemy się, jak wygląda. Z każdym zdaniem narasta napięcie. Możemy przygotować się do tego, co nas czeka – jak się można bez trudu domyślić, autor nie szykuje nam lekkiej historyjki i nie zamierza oszczędzać głównego bohatera. „Tam gdzie ciepło” jest kontynuacją „Lodowej cytadeli”. Moja wina – nie sprawdziłam tego wcześniej. Nie wiedziałam, co się działo w starszej książce, zabierając się za nową. Szybko to odkryłam - „Tam gdzie ciepło” rozpoczyna się gwałtownie. Chociaż nie otrzymujemy na wstępie pościgu i wybuchów, na pierwszej mamy wrażenie, że trafiliśmy w środek przerwanej wcześniej historii (chociaż, jak się dowiadujemy, od wydarzeń z „Lodowej cytadeli” minęło trochę czasu). Pierwszy rozdział pokazuje nam, z kim mamy do czynienia. Główny bohater, Jewgienij Maksymowicz Apostoł, to biznesmen. Przez pewien czas pomyślnie prowadził interesy. Jak się jednak okazuje, mężczyzna nie jest zwykłym przedsiębiorcą. Poza smykałką do biznesu, posiada także specjalną moc. Brzmi ciekawie, czyż nie? Apostoł jest jasnowidzem. Ze względu na wydarzenia z poprzedniego tomu, nie może swobodnie korzystać ze swojego daru – znajduje się bowiem w celi, w której korzystanie z mocy nie jest możliwe. Sprawia to, że mężczyzna jest niemal zupełnie bezbronny. Jak się jednak okazuje, przedsiębiorca specjalnie trafił do celi. Znajdował się w zamknięciu z własnej woli, gdyż tylko tam jego życie nie było zagrożone. Jednak mieszkanie w czterech ścianach i brak kontaktu z innymi ludźmi dają się we znaki, dlatego Apostoł szybko przystaje na propozycję otrzymaną przez ojca Dominika. Pierwsze 60 stron stanowi wprowadzenie do akcji. Poznajemy bohaterów i ich plany. Dowiadujemy się, jaka będzie misja Apostoła. Mężczyzna, nie mając większego wyboru, zgadza się wyruszyć do Siewieroreczeńska – ma tam zacząć nowe życie. Doświadczony przedsiębiorca wyrusza w podróż do dalekiego miejsca, gdzie ma być bezpieczny – a przynajmniej mniej zagrożony niż dotychczas. Akcja rozpędza się. Autor sprawnie miesza czytelnikom sceny spokojniejsze i bardziej dynamiczne. Nie możemy być pewni, co nas czeka. W jednej chwili główny bohater celebruje swoje święto, w drugiej zmierza do tajemniczego miejsca, nie wiedząc, kto ani co go czeka. Nawet zwykła podróż z punktu A do punktu B może zahaczyć o otarcie się o śmierć. Bohaterowie nie są stereotypowi. Apostoł nie jest grzecznym chłopem, wręcz przeciwnie. Jako narrator często dodaje komentarze od siebie. Bywa złośliwy, cyniczny, czasami wydaje się bezduszny, jednak dzięki temu bohater jest bardziej rzeczywisty, a czytelnikom łatwiej jest go zrozumieć – Apostoł staje się człowiekiem z krwi i kości, a nie płytką, bezbarwną postacią. Jego towarzysze potrafili niejednokrotnie mnie zaskoczyć – szczególnie w pamięć zapada Denis. Jedyne, co mi nie pasowało, to dialogi. Było ich bardzo dużo, miejscami znacznie więcej niż opisów. I choć zazwyczaj rozmowy między postaciami są świetną formą subtelnego przekazania czytelnikom istotnych informacji, w wypadku tej książki wielokrotnie konwersacje były przedłużeniami. Być może nie zwróciłabym na to takiej uwagi, gdyby nie to, że dialogi dość często brzmiały wręcz nienaturalnie. O ile parę razy pojawiły się interesujące potyczki słowne, to w większości przypadków można było niemal przysnąć podczas lektury. Pomimo przeciąganych momentów, książka jest bardzo dobra. Autor ją dopracował i dopieścił, dając nam świetny produkt. Choć książka ma niemal 600 stron, a niektóre z nich mogły znużyć czytelnika, to przez większość rozgrywa się interesująca, dynamiczna, wciągająca akcja. Książkę czytałam w formie egzemplarza recenzenckiego, dlatego nie wiem, jak prezentuje się ostateczna wersja, którą możecie otrzymać w księgarniach. W odróżnieniu od pozostałych książek z Fabrycznej Zony, nie zawiera ilustracji (być może są one w finalnej wersji). Mimo to nawet mój egzemplarz posiada przepiękną, klimatyczną okładkę. Wystarczy jeden rzut oka na książkę, aby mieć pewność, że to nie jest ciepła lektura, a kolejna brutalna powieść z Fabrycznej Zony. Po przeczytaniu jej sądzę, że niebieski trójkąt na okładce to obietnica wspaniałej zabawy. Nie mogę jednak tej książki polecić każdemu – moim zdaniem lepiej jest zacząć od „Lodowej cytadeli”. Kontynuacja, chociaż bardzo dobra, może nie zostać tak dobrze odebrana przez czytelnika, który wcześniej w ogóle nie miał do czynienia ze światem wykreowanym przez Pawła Kornewa. Gdy już jednak „Lodową cytadelę” przeczytacie – wtedy śmiało sięgnijcie po „Tam gdzie ciepło” :)
 
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów. 
 
~ Azrael

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka