Aitwar to litewskiego pochodzenia
duch domowy, który w zamian za ciepły kąt do spania i codzienną porcję strawy
znosił swym gospodarzom różne dobra. Miał postać małego skrzydlatego węża z
głową ptaka i rozłożystym ogonem, przywodzącym na myśl stara miotłę. Każdej
nocy aitwar zrywał się ze swego legowiska, ulatywał przez komin i znikał na
długie godziny. Krążył nad wsią, żarząc się słabym światłem. Upatrzywszy sobie
jakieś gospodarstwo, wlatywał tam bezszelestnie i kradł to, co mu „w rączki
wpadło” –różne rzeczy, począwszy od zboża, pieniędzy i sprzętów domowych, na
kartoflach, sianie lub koniczynie skończywszy. Kiedy szybował ze swoimi
zdobyczami, dyszał ciężko, a z jego kity sypał się snop iskier. Upodabniało go
to do spadającej gwiazdy, dlatego chłopi widząc to zjawisko astronomiczne,
żegnali się znakiem krzyża. Wierzyli, że pierzasty demon wraca ze swej
złodziejskiej wyprawy.
Ciekawymi stworzeniami były bełty. I
ma to duży związek z…pewnym zachowaniem na imprezach :D Bełty, zwane również
błędami, to demony polne, które wabiły
podróżnych na bezdroża. Gnieździły się w pobliżu gościńców i traktów, gdzie
sobie znanymi sposobami powodowały u ludzi chwilowy brak orientacji w terenie.
Nie wiedzieć czemu szczególnie upodobanie znalazły sobie w myleniu dróg osobom
opuszczającym wieczorami karczmy i zajazdy. Często więc dawniej bywało, że
chłop wracał z oberży nad ranem obszarpany, posiniaczony i bez grosza przy
duszy, twierdząc, że to bełt mu w głowie namieszał. Złośliwi twierdzą, iż choć
demon już zniknął, samo zjawisko pozostało.
Teraz coś z moich rodzinnych stron:
Bogunki to wodne rusałki zamieszkujące dorzecze Bugu, od której to rzeki wzięły
swoją nazwę. Jak większość nimf wodnych, przybierały postać pięknych,
jasnowłosych dziewcząt. Flisacy płynący do Gdańska w szkutach po brzegi
wyładowanych zbożem często słyszeli nawoływania tych „rzecznych syren”. Nie
były to chyba zbyt piękne pieśni, skoro nawet fachowcy nie potrafili odróżnić
ich od dźwięków bąka –wodnego ptaka, a jemu dźwiękowo znacznie bliżej było do
ryku krowy niż słowiczych treli. Braki w warsztacie wokalnym bogunki nadrabiały
wyzywającym wyglądem: często pląsały po przybrzeżnych szuwarach wystrojone
tylko w korale i wianek wodnych kwiatów splecionych nad czołem. To wystarczyło,
by nawet u doświadczonego flisaka sprowokować moment nieuwagi, który niekiedy
kończył się tragicznie.
Brzegina to zielonowłosa rusałka
zamieszkująca w pobliżu górskich rzek i potoków. W jasne, księżycowe noce można
było ją spotkać wśród nadbrzeżnej roślinności, gdzie przechadzała się odziana w
zwiewne szaty. Była przyjaźnie nastawiona do ludzi, o czym gorliwie
zaświadczali niemal wszyscy mężczyźni, którzy napotkali ją na swej drodze.
Mówili też często o skarbie, którego brzegina strzegła, nie precyzując jednak,
jak on miał wyglądać.
Cicha była demonem morowego
powietrza, który na swoje ofiary szczególnie upodobał sobie dzieci. Tam, gdzie
przeszła cicha, usychały rośliny, milkły ptaki i owady, a w powietrzu długo czuć
było zatęchły, trupi odór. Atakowała znienacka, zjawiała się we wsi lub dworze
ubrana w białą sukienkę, z wiankiem maków na głowie i stalową rózgą w dłoniach.
Niezauważenie zbliżała się do bawiących się dzieci i te, których dotknęła,
natychmiast padały nieżywe na ziemię. Następnie znikała równie bezszelestnie,
jak się pojawiła.
Jako ostatni dziś przed Państwem
gnieciuch – lub gniotek, zwany na Podhalu hurbózem. Był małym, podobnym do kota
stworzeniem o cienkich jak patyki kończynach i wielkim, ciężkim brzuszysku. Żył
w chałupach obok ludzi, a ze swej kryjówki mieszczącej się najczęściej w
komorze, wychodził tylko w nocy. Przyciągała go woń strawionego alkoholu; jeśli
wyczuł ją w oddechu śpiącej osoby, siadał na brzuchu lub piersiach ofiary i
delektował się zapachem. Uciskał przy tym człowieka tak skutecznie, że niejeden
budził się nazajutrz obolały, wyczerpany i kompletnie niezdolny do pracy. Aby
uchronić się przed gnieciuchem, należało wziąć do ręki kawałek święconej kredy
i obrysować wokół łóżka okrąg. Niestety, po kilku kieliszkach żytniej
przepalanki nawet tak proste z pozoru zadanie stawało się herkulesową pracą,
dlatego też gnieciuchy zawsze miały i nadal mają się dobrze.
- Poyla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz