niedziela, 17 sierpnia 2014

Bestiariusz słowiański - cz. I

Aitwar to litewskiego pochodzenia duch domowy, który w zamian za ciepły kąt do spania i codzienną porcję strawy znosił swym gospodarzom różne dobra. Miał postać małego skrzydlatego węża z głową ptaka i rozłożystym ogonem, przywodzącym na myśl stara miotłę. Każdej nocy aitwar zrywał się ze swego legowiska, ulatywał przez komin i znikał na długie godziny. Krążył nad wsią, żarząc się słabym światłem. Upatrzywszy sobie jakieś gospodarstwo, wlatywał tam bezszelestnie i kradł to, co mu „w rączki wpadło” –różne rzeczy, począwszy od zboża, pieniędzy i sprzętów domowych, na kartoflach, sianie lub koniczynie skończywszy. Kiedy szybował ze swoimi zdobyczami, dyszał ciężko, a z jego kity sypał się snop iskier. Upodabniało go to do spadającej gwiazdy, dlatego chłopi widząc to zjawisko astronomiczne, żegnali się znakiem krzyża. Wierzyli, że pierzasty demon wraca ze swej złodziejskiej wyprawy.

Ciekawymi stworzeniami były bełty. I ma to duży związek z…pewnym zachowaniem na imprezach :D Bełty, zwane również błędami, to demony polne,  które wabiły podróżnych na bezdroża. Gnieździły się w pobliżu gościńców i traktów, gdzie sobie znanymi sposobami powodowały u ludzi chwilowy brak orientacji w terenie. Nie wiedzieć czemu szczególnie upodobanie znalazły sobie w myleniu dróg osobom opuszczającym wieczorami karczmy i zajazdy. Często więc dawniej bywało, że chłop wracał z oberży nad ranem obszarpany, posiniaczony i bez grosza przy duszy, twierdząc, że to bełt mu w głowie namieszał. Złośliwi twierdzą, iż choć demon już zniknął, samo zjawisko pozostało.

Teraz coś z moich rodzinnych stron: Bogunki to wodne rusałki zamieszkujące dorzecze Bugu, od której to rzeki wzięły swoją nazwę. Jak większość nimf wodnych, przybierały postać pięknych, jasnowłosych dziewcząt. Flisacy płynący do Gdańska w szkutach po brzegi wyładowanych zbożem często słyszeli nawoływania tych „rzecznych syren”. Nie były to chyba zbyt piękne pieśni, skoro nawet fachowcy nie potrafili odróżnić ich od dźwięków bąka –wodnego ptaka, a jemu dźwiękowo znacznie bliżej było do ryku krowy niż słowiczych treli. Braki w warsztacie wokalnym bogunki nadrabiały wyzywającym wyglądem: często pląsały po przybrzeżnych szuwarach wystrojone tylko w korale i wianek wodnych kwiatów splecionych nad czołem. To wystarczyło, by nawet u doświadczonego flisaka sprowokować moment nieuwagi, który niekiedy kończył się tragicznie.

Brzegina to zielonowłosa rusałka zamieszkująca w pobliżu górskich rzek i potoków. W jasne, księżycowe noce można było ją spotkać wśród nadbrzeżnej roślinności, gdzie przechadzała się odziana w zwiewne szaty. Była przyjaźnie nastawiona do ludzi, o czym gorliwie zaświadczali niemal wszyscy mężczyźni, którzy napotkali ją na swej drodze. Mówili też często o skarbie, którego brzegina strzegła, nie precyzując jednak, jak on miał wyglądać.

Cicha była demonem morowego powietrza, który na swoje ofiary szczególnie upodobał sobie dzieci. Tam, gdzie przeszła cicha, usychały rośliny, milkły ptaki i owady, a w powietrzu długo czuć było zatęchły, trupi odór. Atakowała znienacka, zjawiała się we wsi lub dworze ubrana w białą sukienkę, z wiankiem maków na głowie i stalową rózgą w dłoniach. Niezauważenie zbliżała się do bawiących się dzieci i te, których dotknęła, natychmiast padały nieżywe na ziemię. Następnie znikała równie bezszelestnie, jak się pojawiła.

Jako ostatni dziś przed Państwem gnieciuch – lub gniotek, zwany na Podhalu hurbózem. Był małym, podobnym do kota stworzeniem o cienkich jak patyki kończynach i wielkim, ciężkim brzuszysku. Żył w chałupach obok ludzi, a ze swej kryjówki mieszczącej się najczęściej w komorze, wychodził tylko w nocy. Przyciągała go woń strawionego alkoholu; jeśli wyczuł ją w oddechu śpiącej osoby, siadał na brzuchu lub piersiach ofiary i delektował się zapachem. Uciskał przy tym człowieka tak skutecznie, że niejeden budził się nazajutrz obolały, wyczerpany i kompletnie niezdolny do pracy. Aby uchronić się przed gnieciuchem, należało wziąć do ręki kawałek święconej kredy i obrysować wokół łóżka okrąg. Niestety, po kilku kieliszkach żytniej przepalanki nawet tak proste z pozoru zadanie stawało się herkulesową pracą, dlatego też gnieciuchy zawsze miały i nadal mają się dobrze.

- Poyla

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka