Na pustyni Kara-Kum w turkmeńskiej
wiosce Derweze powstała tzw. "Brama do piekieł". Ogromna jama w ziemi
od 38 lat płonie nieprzerwanie żywym ogniem. Wszystko to dzięki pracom
wiertniczym, kiedy to w 1971 roku usiłowano na tych terenach wydobyć gaz ziemny.
W pewnym momencie cały misterny plan runął w gruzach, bowiem podłoże zapadło
się, tym samym tworząc pokaźnych rozmiarów dziurę. Aby zapobiec
rozprzestrzenianiu się gazów, podpalono go. Z założenia miał się wypalić po
kilku dniach, lecz jakimś cudem pali się on do dzisiaj i przyciąga
zagranicznych turystów.
Wulkaniczne jezioro Averno, które
położone jest na południu Włoch nieopodal Neapolu, odcisnęło swe piętno już w
starożytności. Rzymianie wierzyli, że jest ono wejściem do Hadesu, podziemnego
świata zmarłych. Twierdzono, że ptaki, które będą w kontakcie z wodą Averno, od
razu wyzioną ducha, za sprawą substancji znajdujących się w jeziorze.
Legenda Trójkąta Bermudzkiego
zrodziła się wraz z tzw. "Lotem 19". Miał to być zwykły lot
szkoleniowy, który odbył się 5 grudnia 1945 roku. Z bazy na Florydzie
wystartowało 5 samolotów, których zadaniem było przeprowadzenie ćwiczeń
nawigacyjnych oraz zbombardowanie wraku statku. Z początku wszystko szło po
myśli dowódcy, lecz po pewnym czasie zgubił się i skierował cały oddział na
morze. Kontakt z 13 osobami urwał się i pomimo wysłania służb ratowniczych, nie
udało się odnaleźć ani samolotów, ani ich pilotów. Na kilkanaście lat sprawa
przycichła, by ze zwiększoną mocą powrócić w roku 1964 za sprawą magazynu "Argosy".
Wtedy to niejaki Vincent Gaddis opublikował w nim „The Deadly Bermuda
Triangle”, a po niedługim czasie wydał książkę „Invisible Horizons”, w której
rozwodził się nad tajemniczością Trójkąta Bermudzkiego. Nagle pojawiły się
liczne relacje i świadkowie, którzy twierdzili, że z niewiadomych przyczyn
sprzęty elektroniczne wariowały tak, że rzadko kto wracał do domu po eskapadzie
nad morzem. Zasadniczo Trójkąt Bermudzki obejmuje obszar Atlantyku i Bermudów,
lecz zasięg różni się w zależności od autora czy świadka.
We francuskiej miejscowości Carnac
znajduje się niezwykłe zbiorowisko menhirów i megalitów. Łącznie naliczono ich
około 3 tysięcy i są odpowiednikiem brytyjskiego Stonehenge. Prawdopodobnie
niegdyś było ich jeszcze więcej. Naukowcy wciąż spierają się, czy ta nietypowa
"aleja" została stworzona przez ludy pierwotne ok. 4,5 tys. lat
p.n.e., czy też przez istoty pozaziemskie. Nikt nie doszedł jednak do tego,
czym są i do czego służyły tajemnicze kamulce. Mówi się, że było to miejsce
kultu, kalendarz astronomiczny lub ogromne cmentarzysko. Bretończycy jednak
wierzą, że są one zaklętymi w kamień przez czarodzieja Merlina rzymskimi
żołnierzami. Według innej legendy zostali oni zamienieni przez św. Korneliusza.
Niewielka wyspa zwana Wyspą Dębów w
pobliżu Nowej Szkocji (Kanada) zyskała rozgłos dzięki wyprawie grupy
nastolatków w roku 1795. Obok rozłożystego dębu znaleźli 3-metrową studnię
przywaloną gruzem. O niezwykłym znalezisku poinformowała pewna kanadyjska
gazeta, co spowodowało, że nagle zaczęto wysuwać przeróżne teorie spiskowe.
Najpopularniejsza z nich mówiła, że w tzw. "Studni Pieniędzy"
znajduje się słynny skarb angielskiego pirata Williama Kidda. Do dzisiaj nie
udało się nikomu całkowicie zbadać ok. 60-metrowego tunelu, choć podobno
planuje się ekspedycję w głąb ziemi.
Meksykańska Wyspa Lalek jest jednym z
najstraszniejszych miejsc na ziemi. Pod koniec 1950 roku niejaki Don Julian
Santana Barrera zadecydował, że resztę życia spędzi z dala od rodziny jako
pustelnik. Przed "przeprowadzką" na wyspę cierpiał na alkoholizm i
pragnął uwolnić się od nałogu. Jednakże nie dane mu było szczęśliwe i spokojne
życie pośród natury, bowiem zaczął słyszeć dziecięce głosy. Były to słowa
jednej z trzech dziewczynek, która w 1920 r. utonęła w trakcie zabawy z przyjaciółkami.
Po tym nieszczęśliwym wydarzeniu cała wioska wyniosła się w obawie przed
nadejściem klątwy. Między Donem a zjawią nawiązała się rozmowa. Zmarła
dziewczynka poprosiła pustelnika, aby ofiarowywał jej co jakiś czas lalki.
Miały one służyć nie tylko zabawie, ale też ochronie przed demonami i złymi
duchami. I tak przez całe swoje życie zbierał bezwłose i okaleczone lalki.
Również mieszkańcy niedalekiej wioski przynosili mu kukiełki, aby podarował je
zjawie. Don Julian zmarł w 2001 roku w tym samym miejscu, w którym zmarła
dziewczynka w 1920 roku. Rodzina zmarłego pustelnika postanowiła, że udostępni
sławetną Wyspę Lalek turystom i od tego czasu wielbiciele mroku i horroru mogą
przeżyć koszmar na własnej skórze.
Część terenu Łotwy porasta cienisty
las Pokaini. Na pierwszy rzut oka nie ma nic dziwnego w tym kompleksie leśnym,
lecz po jakimś czasie można dopatrzeć się czegoś dziwnego. W tym miejscu
występują niezwykłe anomalie pogodowe. Mieszkańcy okolicznych wiosek mówią, że
nawet gdy nad całą Łotwę nadciągną chmury burzowe lub gradowe, to las Pokaini
nie dotkną żadne klęski - nadal pozostanie nieskalany i piękny. Kolejnym
tajemniczym zjawiskiem jest to, że chorzy ludzie, którzy wejdą w głąb
drzewostanu, cudem zostaną uzdrowieni. Prawdopodobnie to sprawka głazów, które
wydają się ciepłe w dotyku. Jednakże mówi się, że nie każdy kamień jest
"dobry". Występują też kamienie "złe", zimne w dotyku,
które wywołują ból, choroby, a w skrajnych wypadkach śmierć. Las Pokaini to
także miejsce, w którym można sfotografować duchy, których nie widać inaczej
niż przez obiektyw aparatu.
Prypeć jest opuszczonym miastem w
północnej Ukrainie. Opuszczonym nie bez powodu. Niegdyś było to swoiste osiedle
dla pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Znajdowały się tam nie tylko
mieszkania, ale również basen, szkoły, kawiarnia, poczta, szpital, a nawet
wesołe miasteczko. Wszystko zmieniło się wraz z nastaniem 26 kwietnia 1986
roku. Wtedy to wybuchł reaktor jądrowy bloku nr 4. Mieszkańców Prypeci w
liczbie ok. 50 tysięcy natychmiast ewakuowano następnego dnia. Nadal możemy
zobaczyć w mieszkaniach wszelkie meble, przedmioty codziennego użytku,
kalendarze, zabawki, maski gazowe itp. (choć wiele przedmiotów to rekwizyty,
które mają przyciągnąć turystów - wszystkie metalowe części zostały wyniesione
przez złomiarzy). W niektórych pomieszczeniach turyści przestawili wskazówki
zegarów na godzinę 1:24, czyli na godzinę wybuchy reaktora. Pomimo wielu
spekulacji na temat szkodliwości przebywania w tym mieście, wiadomo już, że
sama "wycieczka" do tego miejsca nie grozi chorobą popromienną bądź
trwałym kalectwem. Radiacja nie jest na tyle wysoka, choć na niektórych
terenach można natrafić na zdecydowanie wyższe promieniowanie np. przy wielkich,
metalowych chwytakach. Przy nich ilość promieniowania dochodzi nawet do 200
μSv/h (np. w Zakopanem dochodzi do max. 1 μSv/h). Również w szpital, w którym
przyjmowano pracowników elektrowni, jest niezwykle skażony, a promieniowanie
przekracza wszelkie normy. Obecnie Prypeć jest swoistym skansenem i popularnym
kierunkiem wycieczek. Można za pośrednictwem biura podróży zapisać się na taką
wycieczkę i (według relacji osób, które już tam były) przeżyć niesamowitą
przygodę.
Rosja od zawsze była bardzo
tajemnicza. Do tej tajemniczości swoje trzy grosze dołożyło jezioro Swietłojar.
Legenda mówi, że bogini Turk ukarała mieszkańców pobliskiej wioski za ich
liczne grzechy i przewinienia. Sama bogini utonęła w jeziorze, lecz zabrała też
ze sobą w odmęty wody miasteczko Kiteź. Mieszkańcy i budynki zniknęli z
powierzchni ziemi. W tej chwili jezioro Swietłojar jest oblegane przez
turystów, ponieważ krążą niesamowite plotki na temat tego miejsca. Odwiedzający
twierdzą, że można usłyszeć dźwięki kościelnych dzwonów, a w tafli wody podobno
widać dwie wieże starej świątyni. Niektórzy mówią, że łyk wody z jeziora
potrafi uzdrowić człowieka.
Jest jeszcze jedno jezioro, którego
historia wiąże się stricte z cerkwią. Akwen wodny noszący nazwę Grebenitskie
(na Białorusi) z pozoru nie wygląda na szczególnie dziwny czy też straszny.
Dopiero na zdjęciach można dostrzec zarysy świątyni, która niegdyś stała u jego
brzegu. Mówi się, że w tym miejscu stała cerkiew, która pewnego wieczoru
dosłownie zapadła się pod ziemię wraz z wiernymi. Od tamtej pory można ujrzeć
jedynie nikły zarys budynku na fotografiach.
Pustynia Gobi sama w sobie jest
niezwykłym miejscem, lecz na samym jej krańcu znajduje się miasto, które
zyskało miano Piekielnego Miasta. Mogui Cheng w chińskim regionie Sinciang leży
miejscowość otoczona wzgórzami i kopcami. Powstały one na skutek zmian
klimatycznych, bardzo nietypowych dla tego terenu. Wyglądem przypominają
średniowieczne fortece, zamki i baszty. Samo otoczenie wprowadza klimatyczny
nastrój, ale również dźwięki wydawane przez wiatr przeciskający się między
szczelinami. Wydaje się wtedy, że tuż za naszymi plecami wyje niespokojny wilk
czy inny drapieżnik. Turyści mówili, że słyszeli również głosy małych dzieci,
krzyki niemowlaków, niepokojące melodie i ryki tygrysów.
Azjatycki Laos kryje w sobie
tajemnicę Równiny Dzbanów. Tajemnicze, kamienne amfory w liczbie 400
prawdopodobnie powstały jeszcze kilka wieków przed naszą erą. Archeolodzy do
tej pory spierają się, do czego tak naprawdę służyły dzbany mierzące nawet 3 metry
wysokości, których wykonanie przypisuje się ludom z grupy językowej mon-khmer.
Czasami są skupione w jednym miejscu, ale też mogą znajdować się w linii.
Niestety zostały one uszkodzone w skutek działań wojennych w drugiej połowie XX
wieku. Jednakże mieszkańcy Laosu mają swoją wersję powstania amfor. Niegdyś na
płaskowyżu mieszkali olbrzymi na czele z królem Khun Cheung. Nagle ich osadę
zaatakowali nieprzyjaciele. Po długim i krwawym boju olbrzymi wygrali, a aby to
uczcić, wybudowano dzbany, w których ważono ryżowe wino. W ten sposób
świętowano zwycięstwo.
- Gumiguta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz