czwartek, 13 listopada 2014

Tajemnicze miejsca na Ziemi

Na pustyni Kara-Kum w turkmeńskiej wiosce Derweze powstała tzw. "Brama do piekieł". Ogromna jama w ziemi od 38 lat płonie nieprzerwanie żywym ogniem. Wszystko to dzięki pracom wiertniczym, kiedy to w 1971 roku usiłowano na tych terenach wydobyć gaz ziemny. W pewnym momencie cały misterny plan runął w gruzach, bowiem podłoże zapadło się, tym samym tworząc pokaźnych rozmiarów dziurę. Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się gazów, podpalono go. Z założenia miał się wypalić po kilku dniach, lecz jakimś cudem pali się on do dzisiaj i przyciąga zagranicznych turystów. 
Wulkaniczne jezioro Averno, które położone jest na południu Włoch nieopodal Neapolu, odcisnęło swe piętno już w starożytności. Rzymianie wierzyli, że jest ono wejściem do Hadesu, podziemnego świata zmarłych. Twierdzono, że ptaki, które będą w kontakcie z wodą Averno, od razu wyzioną ducha, za sprawą substancji znajdujących się w jeziorze. 

Legenda Trójkąta Bermudzkiego zrodziła się wraz z tzw. "Lotem 19". Miał to być zwykły lot szkoleniowy, który odbył się 5 grudnia 1945 roku. Z bazy na Florydzie wystartowało 5 samolotów, których zadaniem było przeprowadzenie ćwiczeń nawigacyjnych oraz zbombardowanie wraku statku. Z początku wszystko szło po myśli dowódcy, lecz po pewnym czasie zgubił się i skierował cały oddział na morze. Kontakt z 13 osobami urwał się i pomimo wysłania służb ratowniczych, nie udało się odnaleźć ani samolotów, ani ich pilotów. Na kilkanaście lat sprawa przycichła, by ze zwiększoną mocą powrócić w roku 1964 za sprawą magazynu "Argosy". Wtedy to niejaki Vincent Gaddis opublikował w nim „The Deadly Bermuda Triangle”, a po niedługim czasie wydał książkę „Invisible Horizons”, w której rozwodził się nad tajemniczością Trójkąta Bermudzkiego. Nagle pojawiły się liczne relacje i świadkowie, którzy twierdzili, że z niewiadomych przyczyn sprzęty elektroniczne wariowały tak, że rzadko kto wracał do domu po eskapadzie nad morzem. Zasadniczo Trójkąt Bermudzki obejmuje obszar Atlantyku i Bermudów, lecz zasięg różni się w zależności od autora czy świadka. 

We francuskiej miejscowości Carnac znajduje się niezwykłe zbiorowisko menhirów i megalitów. Łącznie naliczono ich około 3 tysięcy i są odpowiednikiem brytyjskiego Stonehenge. Prawdopodobnie niegdyś było ich jeszcze więcej. Naukowcy wciąż spierają się, czy ta nietypowa "aleja" została stworzona przez ludy pierwotne ok. 4,5 tys. lat p.n.e., czy też przez istoty pozaziemskie. Nikt nie doszedł jednak do tego, czym są i do czego służyły tajemnicze kamulce. Mówi się, że było to miejsce kultu, kalendarz astronomiczny lub ogromne cmentarzysko. Bretończycy jednak wierzą, że są one zaklętymi w kamień przez czarodzieja Merlina rzymskimi żołnierzami. Według innej legendy zostali oni zamienieni przez św. Korneliusza.

Niewielka wyspa zwana Wyspą Dębów w pobliżu Nowej Szkocji (Kanada) zyskała rozgłos dzięki wyprawie grupy nastolatków w roku 1795. Obok rozłożystego dębu znaleźli 3-metrową studnię przywaloną gruzem. O niezwykłym znalezisku poinformowała pewna kanadyjska gazeta, co spowodowało, że nagle zaczęto wysuwać przeróżne teorie spiskowe. Najpopularniejsza z nich mówiła, że w tzw. "Studni Pieniędzy" znajduje się słynny skarb angielskiego pirata Williama Kidda. Do dzisiaj nie udało się nikomu całkowicie zbadać ok. 60-metrowego tunelu, choć podobno planuje się ekspedycję w głąb ziemi. 

Meksykańska Wyspa Lalek jest jednym z najstraszniejszych miejsc na ziemi. Pod koniec 1950 roku niejaki Don Julian Santana Barrera zadecydował, że resztę życia spędzi z dala od rodziny jako pustelnik. Przed "przeprowadzką" na wyspę cierpiał na alkoholizm i pragnął uwolnić się od nałogu. Jednakże nie dane mu było szczęśliwe i spokojne życie pośród natury, bowiem zaczął słyszeć dziecięce głosy. Były to słowa jednej z trzech dziewczynek, która w 1920 r. utonęła w trakcie zabawy z przyjaciółkami. Po tym nieszczęśliwym wydarzeniu cała wioska wyniosła się w obawie przed nadejściem klątwy. Między Donem a zjawią nawiązała się rozmowa. Zmarła dziewczynka poprosiła pustelnika, aby ofiarowywał jej co jakiś czas lalki. Miały one służyć nie tylko zabawie, ale też ochronie przed demonami i złymi duchami. I tak przez całe swoje życie zbierał bezwłose i okaleczone lalki. Również mieszkańcy niedalekiej wioski przynosili mu kukiełki, aby podarował je zjawie. Don Julian zmarł w 2001 roku w tym samym miejscu, w którym zmarła dziewczynka w 1920 roku. Rodzina zmarłego pustelnika postanowiła, że udostępni sławetną Wyspę Lalek turystom i od tego czasu wielbiciele mroku i horroru mogą przeżyć koszmar na własnej skórze. 

Część terenu Łotwy porasta cienisty las Pokaini. Na pierwszy rzut oka nie ma nic dziwnego w tym kompleksie leśnym, lecz po jakimś czasie można dopatrzeć się czegoś dziwnego. W tym miejscu występują niezwykłe anomalie pogodowe. Mieszkańcy okolicznych wiosek mówią, że nawet gdy nad całą Łotwę nadciągną chmury burzowe lub gradowe, to las Pokaini nie dotkną żadne klęski - nadal pozostanie nieskalany i piękny. Kolejnym tajemniczym zjawiskiem jest to, że chorzy ludzie, którzy wejdą w głąb drzewostanu, cudem zostaną uzdrowieni. Prawdopodobnie to sprawka głazów, które wydają się ciepłe w dotyku. Jednakże mówi się, że nie każdy kamień jest "dobry". Występują też kamienie "złe", zimne w dotyku, które wywołują ból, choroby, a w skrajnych wypadkach śmierć. Las Pokaini to także miejsce, w którym można sfotografować duchy, których nie widać inaczej niż przez obiektyw aparatu.

Prypeć jest opuszczonym miastem w północnej Ukrainie. Opuszczonym nie bez powodu. Niegdyś było to swoiste osiedle dla pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Znajdowały się tam nie tylko mieszkania, ale również basen, szkoły, kawiarnia, poczta, szpital, a nawet wesołe miasteczko. Wszystko zmieniło się wraz z nastaniem 26 kwietnia 1986 roku. Wtedy to wybuchł reaktor jądrowy bloku nr 4. Mieszkańców Prypeci w liczbie ok. 50 tysięcy natychmiast ewakuowano następnego dnia. Nadal możemy zobaczyć w mieszkaniach wszelkie meble, przedmioty codziennego użytku, kalendarze, zabawki, maski gazowe itp. (choć wiele przedmiotów to rekwizyty, które mają przyciągnąć turystów - wszystkie metalowe części zostały wyniesione przez złomiarzy). W niektórych pomieszczeniach turyści przestawili wskazówki zegarów na godzinę 1:24, czyli na godzinę wybuchy reaktora. Pomimo wielu spekulacji na temat szkodliwości przebywania w tym mieście, wiadomo już, że sama "wycieczka" do tego miejsca nie grozi chorobą popromienną bądź trwałym kalectwem. Radiacja nie jest na tyle wysoka, choć na niektórych terenach można natrafić na zdecydowanie wyższe promieniowanie np. przy wielkich, metalowych chwytakach. Przy nich ilość promieniowania dochodzi nawet do 200 μSv/h (np. w Zakopanem dochodzi do max. 1 μSv/h). Również w szpital, w którym przyjmowano pracowników elektrowni, jest niezwykle skażony, a promieniowanie przekracza wszelkie normy. Obecnie Prypeć jest swoistym skansenem i popularnym kierunkiem wycieczek. Można za pośrednictwem biura podróży zapisać się na taką wycieczkę i (według relacji osób, które już tam były) przeżyć niesamowitą przygodę. 

Rosja od zawsze była bardzo tajemnicza. Do tej tajemniczości swoje trzy grosze dołożyło jezioro Swietłojar. Legenda mówi, że bogini Turk ukarała mieszkańców pobliskiej wioski za ich liczne grzechy i przewinienia. Sama bogini utonęła w jeziorze, lecz zabrała też ze sobą w odmęty wody miasteczko Kiteź. Mieszkańcy i budynki zniknęli z powierzchni ziemi. W tej chwili jezioro Swietłojar jest oblegane przez turystów, ponieważ krążą niesamowite plotki na temat tego miejsca. Odwiedzający twierdzą, że można usłyszeć dźwięki kościelnych dzwonów, a w tafli wody podobno widać dwie wieże starej świątyni. Niektórzy mówią, że łyk wody z jeziora potrafi uzdrowić człowieka. 

Jest jeszcze jedno jezioro, którego historia wiąże się stricte z cerkwią. Akwen wodny noszący nazwę Grebenitskie (na Białorusi) z pozoru nie wygląda na szczególnie dziwny czy też straszny. Dopiero na zdjęciach można dostrzec zarysy świątyni, która niegdyś stała u jego brzegu. Mówi się, że w tym miejscu stała cerkiew, która pewnego wieczoru dosłownie zapadła się pod ziemię wraz z wiernymi. Od tamtej pory można ujrzeć jedynie nikły zarys budynku na fotografiach. 

Pustynia Gobi sama w sobie jest niezwykłym miejscem, lecz na samym jej krańcu znajduje się miasto, które zyskało miano Piekielnego Miasta. Mogui Cheng w chińskim regionie Sinciang leży miejscowość otoczona wzgórzami i kopcami. Powstały one na skutek zmian klimatycznych, bardzo nietypowych dla tego terenu. Wyglądem przypominają średniowieczne fortece, zamki i baszty. Samo otoczenie wprowadza klimatyczny nastrój, ale również dźwięki wydawane przez wiatr przeciskający się między szczelinami. Wydaje się wtedy, że tuż za naszymi plecami wyje niespokojny wilk czy inny drapieżnik. Turyści mówili, że słyszeli również głosy małych dzieci, krzyki niemowlaków, niepokojące melodie i ryki tygrysów.

Azjatycki Laos kryje w sobie tajemnicę Równiny Dzbanów. Tajemnicze, kamienne amfory w liczbie 400 prawdopodobnie powstały jeszcze kilka wieków przed naszą erą. Archeolodzy do tej pory spierają się, do czego tak naprawdę służyły dzbany mierzące nawet 3 metry wysokości, których wykonanie przypisuje się ludom z grupy językowej mon-khmer. Czasami są skupione w jednym miejscu, ale też mogą znajdować się w linii. Niestety zostały one uszkodzone w skutek działań wojennych w drugiej połowie XX wieku. Jednakże mieszkańcy Laosu mają swoją wersję powstania amfor. Niegdyś na płaskowyżu mieszkali olbrzymi na czele z królem Khun Cheung. Nagle ich osadę zaatakowali nieprzyjaciele. Po długim i krwawym boju olbrzymi wygrali, a aby to uczcić, wybudowano dzbany, w których ważono ryżowe wino. W ten sposób świętowano zwycięstwo. 

- Gumiguta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka