czwartek, 17 września 2015

"Osobliwy dom pani Peregrine" recenzja

Tytuł: „Osobliwy dom pani Peregrine”
Autor: Ransom Riggs
Ilość stron: 397

Ocena: 10/10
„Życie Jacoba nie zapowiadało się ekscytująco. Pogodził się z myślą, że nigdy nie zostanie odkrywcą i nigdy nie będzie miał wielu przyjaciół. Ważne miejsce w jego życiu zajmował dziadek. To on najbardziej mu imponował i to on opowiadał mu najlepsze historie na dobranoc o pogodnym sierocińcu na walijskiej wysepce, ukrytym przed złem, wojną i potworami… Aż pewnego dnia dziadek Portman umarł w niejasnych okolicznościach. I wtedy wszystko się zaczęło…
Jacob wyrusza na odciętą od świata wyspę, by zgłębić jej tajemnice. Czy zmierzy się z potworami ze swoich snów? Czy osobliwe dzieci ze starych fotografii naprawdę istniały? Co jest bajką, a co prawdą? Co jest faktem, a co urojeniem?”

Fabuła: 10/10
Czytając opis byłam ciekawa w jaki sposób będzie się rozwijała fabuła i zdecydowanie jestem zadowolona. Od samego początku czytelnik poznaje postaci i zastanawia się co się wydarzy na następnych stronach. Już w pierwszych zdaniach czytelnik dowiaduje się jaka więź łączyła dziadka Portmana z 16-letnim głównym bohaterem. Dowiadujemy się jakie historie opowiadał wnukowi i dlaczego były one tak interesujące. Kończąc pierwszy rozdział człowiek nie jest już w stanie odłożyć książki. Co prawda osoby o „delikatnej” psychice nie powinny jej czytać przed snem. Akcja toczy się w szybkim tempie odkrywając krok po kroku coraz mroczniejsze elementy z życia dziadka m.in. upiory i głucholce.

Postaci:10/10
Zdecydowana 10. Osoby przedstawione w książkach nie są jednowymiarowe. Pomimo młodego wieku Jacoba jest on bardzo odpowiedzialny, ale potrafi być chwilami lekkomyślny. Osobiście bardzo lubię kiedy główny bohater jest dociekliwy i myślący, a taki właśnie jest Jacob. Dąży do celu krok po kroku odkrywając tajemniczą wyspę, poznając nowe, osobliwe istoty i… swoją przyszłość będącą przeszłością ukochanego dziadka. Nie jest on irytującą, ciągle płaczącą postacią tylko kreatywną i pomysłową nie poddającą się przeciwnościom losu.

Styl: 10/10
Uwielbiam kiedy narracja jest w 1 osobie. Styl jest lekki i z przyjemnością się czyta. Pomimo rozbudowanych opisów nie są one męczące, a mają na celu rozbudzenie wyobraźni osoby czytającej. Dlatego bardzo przyjemnie się czytało, a co ważne można się wczuć w osobę Jacoba i to przed jakimi dylematami zostaje postawiony.

Ocena końcowa: 10/10.
W mojej opinii książka ta jest szczególnie warta polecenia. Powiem szczerze, że w chwili, w której zaczęłam ją czytać odłożyłam ją jedynie na takie prozaiczne elementy dnia jak np. posiłek. Jednakże nie czytałabym jej dzieciom ze względu na szczegółowe opisy wyglądu i zachowania głucholców, które w moim odczuciu są po prostu przerażające, ale tym samym niezwykle interesujące. Jak mówiłam wcześniej osoby wrażliwe raczej powinny ją sobie odpuścić. Polecam ją raczej osobom 16+. Niewątpliwą zaletę stanowią przepiękne stare fotografie umieszczone w książce, które pochodzą z prywatnych zbiorów i znakomicie oddają wygląd postaci. Tak czy inaczej dla fanów fantastyki jest to niezbędna pozycja w biblioteczce.

Dziękujemy wydawnictwu Media Rodzina za umożliwienie przeczytania tej książki.

http://mediarodzina.pl/prod/383/Osobliwy-dom-pani-Peregrine

- Frey

2 komentarze:

  1. Kurczę, zaciekawiła mnie ta książka, chyba po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero trafiłem na Waszego bloga, ale czuję, że będę tu regularnie wracał :)
    A propos wpisu o Osobliwym Domu, to fakt, książka była dobra. Cała historia zbudowana wokół prawdziwych fotografii i niewyjaśnionej, jak dotąd, katastrofy tunguskiej - genialny pomysł. Książka była dobra, ale sądziłem, że będzie bardziej tajemnicza, tak jak na samym początku, a tam wszystko wyjaśniło się dość szybko. Jest też inna strona tej książki, bo należy ona do literatury holocaustu. W końcu ukrywające się dzieci można porównać do Żydów; jednych i drugich chciano zniszczyć (chociaż czytałem to ponad 2 lata temu, mogłem więc przekręcić jakiś fakt). W angielskiej wersji jest to bardziej widoczne, w polskiej niestety trochę zanikło przez tłumaczenie, choć szczerze, nie wymyśliłbym chyba innego. W angielskiej wersji głucholce nazywają się hollowghasts, prawdopodobnie od hollow, czyli pusty, głuchy. Jednak brzmienie słowa hollowghast aż za bardzo przypomina holocaust ;)

    OdpowiedzUsuń

statystyka