Autor: Michał Gołkowski
Tytuł: Komornik
Świat przedstawiony 10/10
Z reguły zaczynam recenzje od opisu fabuły, ale tutaj nie jest to możliwe, bo bez wizji świata samo streszczenie fabuły byłoby niezrozumiałe, wręcz absurdalne. Powieść Gołkowskiego to postapo i to bardziej dosłownie, niżbyśmy pomyśleli, bo akcja dzieje się po biblijnej apokalipsie, która, jakby to ująć, zupełnie nie wypaliła. Przyczyny? Większa ilość ludzi, niż planowano w pierwotnym scenariuszu, bardzo rozwinięta technologia, ludzie o niezbyt miłej i skłonnej do poddawania się osobowości. Ale jak to się zaczęło? Ano gwiazdy zaczęły spadać, Ziemia przestała się obracać, w ocean atlantycki walnęła wielka płonąca góra, co doprowadziło do zalania wielu miast, woda zamieniła się w krew, spadł ognisty deszcz. Lecz apokalipsa miała byś indywidualna, a nie globalna, więc każdy miał zostać odstrzelony z osobna, także na ziemie zstąpili aniołowie i zaczęli ich po kolei eliminować, a by pokazać wam, jak nieudolnie postępowała ta akcja, przedstawię pewien cytat: „Nawet Jeźdźcy Apokalipsy popierdalali na rydwanach rodem ze Starożytnego Rzymu[...]” A co bardziej zapobiegliwi uciekali przed nimi na rowerach.
Ale to niestety tylko tło, przeszłość, która dawno temu minęła, choć już sama w sobie byłaby świetnym materiałem na książkę. Bardziej aktualne wydarzenia to te, które zaczęły mieć miejsce potem.
Ludzi było zbyt dużo, by aniołowie mogli sobie poradzić, zwłaszcza, że chcieli chodzić do każdego po kolei, a do tego byli tak głupi, że wystarczyło się przedstawić innym imieniem, by zyskać spokój, toteż do służby powołano Komorników, którzy mieli eliminować ludzi na zlecenie. Mieli oni kilka ciekawych cech, m.in. potrafili władać magią, szybko się regenerowali, a po śmierci wręcz zmartwychwstawali.
Ludzie starali się jakoś żyć w tym postapokaliptycznym świecie, ale jest to trudne, gdy świat praktycznie staje w miejscu. Trudno o pożywienie, dzieci się nie rodzą, więc ludzkość i tak nie zdoła przetrwać, a wszystkie „niekoszerne” przedmioty ściągają Wysłanników, którzy wykonują błyskawiczne egzekucje, a owa „niekoszerność” to po prostu technologia starsza niż II wiek naszej ery, między innymi dlatego Jeźdźcy Apokalipsy „popierdalają” na rydwanach, a nasz w pełni koszerny Komornik wygląda jak gladiator, co świetnie ukazuje piękna okładka.
Fabuła 8/10
W świecie, gdzie każdy musi nosić imię pochodzące z którejś z ksiąg Biblii, nasz tytułowy Komornik nazywa się Ezekiel, w skrócie Zek. Obserwujemy jego podróż po świecie i kolejne zlecenie na mniej lub bardziej złych ludzi, choć jego głównym celem jest niejaki Jonasz, lecz on niestety ciągle mu się wymyka. Tropiąc go wpada na ślad handlarzy relikwiami i to fałszywymi, które ściągają Wysłanników zdecydowanie bardziej, niż ludzie by sobie tego życzyli, ale co oni tam mogą wiedzieć? Jeśli jednak tamci żadnej fałszywki nie kupią, to handlarze profanują relikwię, zakopią ją pod domem i sprowadzą na całą okolicę raczej bolesną śmierć. Ci konkretni handlarze zakopują sprofanowane relikwie tak, by utworzyć ścieżkę dla Wysłanników, którzy to zaatakują miasto położone na jej końcu.
W międzyczasie jest wiele różnych przygód, które nie są wcale takie jednostajne, jak można by tego oczekiwać po jakiejkolwiek książce. Zek ciągle podąża za Jonaszem, ale jest raczej daleko, a że potrzebuje kasy to nieustannie podejmuje się kolejnych zleceń, które niekiedy prowadzą go do bardzo ciekawych miejsc. Na początku w ogóle nic nie wydaje się połączone (a zważywszy na wygląd świata to ogólnie nie wygląda też na sensowne), ale za to koniec... Zakończenie było o tyle ciekawe, że w ogóle nie mam pojęcia, co będzie dalej. W mojej głowie mam dwie teorie, ale na pewno da się wymyślić więcej. A gdy weźmie się pod uwagę jeszcze co niektóre ciekawe epizody z środka akcji to już w ogóle można snuć teorie nie z tej Ziemi. Bo na przykład taki sfinks, którego spotkał Zek, zachowuje się tak, jakby on i inne nietypowe stworzenia, powiedzmy magiczne, „pozwolili” chrześcijańskiemu Bogu na przejęcie zwierzchnictwa nad światem. Może nie do końca dobrze to ujmuję, ale tyle mniej więcej zrozumiałem z tej enigmatycznej rozmowy.
Pokrótce mówiąc, szykuje się niezła seria, bo, oczywiście, na końcu zastał mnie cudowny napis „koniec tomu 1”. Czyli wkopałem się w kolejną serię, ale przynajmniej ma ona szansę być epicka, a taką nigdy nie pogardzę, choć znowu doprowadzi mnie to do bankructwa.
Postacie 8/10
Lepiej by to chyba ująć „postać”, bo poza Zekiem praktycznie nie ma tu innych bardzo ważnych bohaterów. Co najwyżej epizodycznie niektórzy się przewijają. Ale za to ten jeden jest całkiem nieźle skonstruowany, bo dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy każdą jego myśl, choćby i była bardzo niekoszerna, a że jego zawód nie jest taki znowu do końca moralny, to często zdarzają mu się różne ciekawe przemyślenia, które są w silnej opozycji do tego, co w głowach siedzi innym ludziom. Ale z grubsza to nie podoba mu się, że musi ścigać ludzi za, nie oszukujmy się, kompletne pierdoły. No bo takiego jednego faceta na przykład przyszło mu zabić nie za homoseksualizm, a za spożywanie owoców morza i chodzenie w ubraniach z mieszanych tkanin („pewnie jako dziecko lubiłeś piżamy”). Z reguły też podróżuje samotnie, bo co by było, gdyby nagle dostał zlecenie na najbliższego przyjaciela? Co by wtedy zrobił?
Drugą ważną postacią będzie Azrael, Anioł Śmierci, który go zwerbował i daje mu zlecenia. Co ciekawe wygląda on dość interesująco(sic!) „Czy myślisz, że zawarcie kontraktu na czas nieokreślony z aniołem o twarzy taliba to dobry pomysł?” Poza tym jest inteligentniejszy niż to anielskie tałatajstwo, które pląta się po Ziemi, zaczyna między innymi rozumieć, czym jest ironia i sarkazm. Zek ma jednak do niego raczej specyficzny stosunek, gdyż słowem, które najczęściej mu powtarza, ewidentnie jest „spierdalaj”.
Teraz może opiszę „nie do końca postać”. Chodzi mi o posąg św. Zygmunta, który po apokalipsie w cudowny sposób zaczął mówić. Niekoniecznie w sposób zrozumiały, ale ludzie stwierdzili, że mądrze i zaczęli wszystko powtarzać. Z tego, czego dowiadujemy się później, jest to z reguły kompletnie nieskładny ciąg słów, często przekleństw. Legenda rzecze, że Zygmunt klnie po starogermańsku, ale niestety ja nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić. Powiem tylko, że na początku książka otworzyła mi się na słowniczku i to, co tam przeczytałem, sprawiło, że szczęka mi opadła. Niestety w tekście nie jest to już tak spektakularne, ale i tak wszystko wypada całkiem fajnie.
Styl 9/10
Jak już wcześniej wspomniałem, występuje tu narracja pierwszoosobowa i to całkiem niezła, przynajmniej jak na ten właśnie sposób narracji. Całość czyta się szybko i przyjemnie. Jak już pewnie zauważyliście, w tekście nie brakuje wulgaryzmów, ale nie bójcie się, ich ilość nie jest przesadzona, całość czyta się dobrze, na pewno nikt nie dostajemy zamiast każdego przecinka pewnego słowa na k.
Odnośnie samego składu informacji w powieści powiem jeszcze, że są nam one przekazywane powoli, opis apokalipsy był dopiero w trzecim rozdziale, a czym jest Rewers dowiedziałem się niemal na końcu. Ziemia się zatrzymała, więc połowa jest w stanie wiecznego dnia, a druga w stanie wiecznej nocy, jeśli po pierwszej stronie są aniołowie, teoretycznie uznawane za dobre, to ciekawi mnie, co tak naprawdę ma siedzibę po drugiej strony, bo są tam różne dziwne stworzenia, ale informacji nadal mi brakuje. Same tajemnice, już nie mogę się doczekać kolejnego tomu, by choć jedną rozwikłać.
Ocena końcowa 9/10
Już krótkie opisy i fragmenty, które znalazłem w internecie, bardzo mi się spodobały i zachęciły do zapoznania z tą książką. Dostałem coś zupełnie innego, niż liczyłem, bo myślałem o czasie apokalipsy, a nie tym, co nadeszło po nim, lecz i tak całość jest znakomita i godna polecenia dosłownie każdemu. Jeśli jesteście zainteresowani jak najszybszym zdobyciem tej książki, to jej premiera odbędzie się 16 marca, a potem możecie już czekać razem ze mną na następny tom.
-Harry
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz