„Ślepy obiecywał sobie, że już nigdy więcej. Że to koniec, że on ze stalkerstwem skończył.
Ale zawsze jest ten ostatni raz.
Duża polityka z Dużej Ziemi wlewa się do Zony i stawia wszystko na głowie. Bandyci z wysypiska, zabójca z wielkiego miasta, Stwór z zapomnianego laboratorium… a w oku cyklonu nasz bohater, jak zwykle trochę zagubiony, ale z uśmiechem na ustach i głową pełną dykteryjek.
Po raz kolejny wkrocz ze Ślepym do Zony i zobacz, jak wygląda Jej łańcuch pokarmowy.”
Najpierw był dwugodzinny wykład o wyprawach do Czarnobyla na Wrocławskich Dniach Fantastyki. Rok później panel „Wojna naprawdę w ch*j wielka” przypomniał mi, że przecież Michał Gołkowski to autor książek, który ma się dobrze, i jeżeli pisze tak dobrze, jak opowiada, to trzeba będzie upchać na regale kilka jego tytułów. Tak się jednak złożyło, że bezpośrednio do powieści Gołkowskiego nie dotarłam – zaczęłam od prozy Noczkina, którą polski pisarz przetłumaczył. „Ślepą plamę” i „Czerep mutanta” pochłonęłam w mgnieniu oka, tak samo jak jego najnowszą książkę pt. „Łańcuch pokarmowy”.
Z Zony można wyjść, ale Zona nigdy nie wyjdzie z ciebie. I nie tyczy się to tylko Stalkerów, ale również czytelników. Noczkin wykreował genialne uniwersum – niby proste, bo złożone z mutantów, radiacji, wódki i anomalii – które w „Łańcuchu pokarmowym” poddał nieznacznym modyfikacjom. A jednak zdaje się, że wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, choć Ślepy nadal jest Ślepym, mutanty mutantami, a Zona szaleje w najlepsze. Czytelnik niezaznajomiony ze stalkerskim półświatkiem z poprzednich powieści Noczkina czy też gry komputerowej „S.T.A.L.K.E.R.” może przez jakiś czas czuć się zagubiony w historii, ale zapewniam, że z każdą stroną wszystko nabierze sensu.
Według mnie fabuła „Łańcucha pokarmowego” jest najlepsza ze wszystkich trzech wydanych części o stalkerze Ślepym. Każdy rozdział kończy się swoistym cliffhangerem. Ostatni akapit, a nawet zdanie potrafi tak nakręcić czytelnika, że nie odłoży książki na półkę jeszcze przez długi czas. Styl Noczkina również pomaga w zarywaniu nocek. Nie jest on ułożony, wygląda na nieco nieprzemyślany, lecz to tylko złudzenie. Pierwszoosobowa narracja z punktu widzenia Ślepego to istny majstersztyk, dzięki któremu odbiorca wręcz wchodzi w skórę tego niepokornego stalkera i razem z nim przeżywa niebezpieczne i dzikie przygody. Dochodzi do tego jeszcze historia innej postaci, całkowitego świeżaka w Zonie, Tolika, rasowego ziomala z podwórka, gdzie trzy paski na dresie robiły z niego króla ławeczki. A w Zonie już niekoniecznie. Pierwszoosobowa narracja z trzecioosobową o dziwo współgra i dodaje przez długi czas tajemniczości „Łańcuchowi pokarmowemu”. Ukłony w stronę tłumacza, Michała Gołkowskiego, który w pewnych momentach ewidentnie przerobił tekst pod polskiego czytelnika. Dzięki temu możemy cieszyć się pewnymi smaczkami językowymi, uśmiechnąć się przy dialogach, w których pada słowo „Biedronka”.
Do Zony wpadasz na chwilę – i już tam zostajesz na czas nieokreślony. Wiktor Noczkin nie jest pisarzem na raz. Nie czytasz tylko jednej książki z jego repertuaru. Bierzesz wszystko, czytasz po kilka razy i jeszcze ci mało. Narracja, cała gama nietuzinkowych postaci i klimat powieści sprawia, że nie sposób oderwać się od „Łańcucha pokarmowego”. Trzecia część przygód stalkera Ślepego udowadnia, że Noczkin nie spoczął na laurach i nadal tworzy genialne pozycje osadzone w nieprzyjaznej Zonie.
- Gumiguta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz