sobota, 4 czerwca 2016

“Wikingowie. Wilcze dziedzictwo” - recenzja

Tytuł: „Wikingowie. Wilcze dziedzictwo”
Autor: Radosław Lewandowski
Ilość stron: 413
Wydawnictwo: Akurat
 
 
„Europa Północna, X wiek n.e. Szwedzi, Norwegowie i Duńczycy od lat toczą między sobą krwawe wojny o ziemię, bogactwa i honor. Tłem dla pasjonującej, trzymającej w napięciu akcji są wielkie lądowe i morskie bitwy, wspaniałe zwycięstwa i dotkliwe klęski, tajemne groty wypełnione nieprzebranymi skarbami, gorąca miłość i młodzieńcze zauroczenia. Ambicje Wikingów sięgały daleko poza granice skutej lodem Skandynawii; w książce śledzimy także losy uczestników zuchwałych wypraw do Ameryki Północnej i na Półwysep Iberyjski, gdzie wojownicy z surowej Północy nie zawahali się rzucić wyzwania chrześcijańskiemu królestwu Leónu i muzułmańskiemu Emiratowi Kordoby. Szaleńcza odwaga i niewyczerpana żądza władzy, chciwość i bezwzględność, ciekawość świata i chęć podporządkowania go sobie – w tej książce jest wszystko co składa się na legendę Wikingów, a także dużo więcej: opowiedziane ze swadą ludzkie losy, historie o miłości i nienawiści, dzieje wielkich przyjaźni i nikczemnych zdrad. „Wilcze dziedzictwo” to wartka akcja, kopalnia doskonale udokumentowanej wiedzy o dawnych czasach, galeria niezwykłych, zapadających w pamięć postaci i rewelacyjna rozrywka dla wszystkich miłośników pisanej z rozmachem i fantazją literatury przygodowej.”
 
Fabuła 10/10
Zgadzam się z powyższym opisem w 100%. Przy tej książce nie można się nudzić i od samego początku porwała mnie jej akcja. Całość podzielona jest na 4 księgi, a każda z nich zawiera niby oddzielną opowieść, która wspaniale łączy się w całość. Nie dosyć, że autorowi udało się z wyśmienity sposób połączyć mitologię skandynawską z fikcją literacką to jeszcze uzyskał coś co śmiem twierdzić, że zapada w pamięć. Książka opowiada nic innego jak życie Wikingów. Można w niej znaleźć barwne opisy walk, które toczyły się nie tylko na morzu, ale i na lądzie, które niestety były bardzo krwawe, a niejednokrotnie zachowania Wikingów można by nazwać barbarzyńskimi. Autor jednak dołożył wszelkich starań, aby czytelnik zrozumiał, jakie konkretnie zasady rządziły ich życiem w X wieku. Dlaczego właśnie to oni cenili sobie nade wszystko honor i obietnice i jakie potrafiły być konsekwencje niedotrzymania ich. Jak łatwo można się domyślić – nie do pozazdroszczenia, gdyż w jednej chwili można stracić nie tylko swoje życie. A „śmierć” i „śmierć” to wielka różnica jak można się przekonać.
 
Postaci 10/10
O takich Wikingach jak Harald Pięknowłosy czy Eryk Zwycięski chyba nie muszę opowiadać, ale te postaci pojawiają się jedynie jako tło. Autor jako swoich głównych bohaterów wybrał Asgota z Czerwoną Tarczą, jego syna Oddiego Asgotssona, a także syna Eryka Zwycięskiego – Erika Erikssona. Oczywiście pan Lewandowski dołożył wszelkich starań oddając klimat tamtego okresu, gdyż umieścił również walczące kobiety jak choćby Gunhild Hoskulddottir czy Borga Jorunnddottir co ma dla mnie wielkie znaczenie, bo o tym często się zapomina. Każdy z bohaterów ma swój temperament, charakter i nie można się z nimi nudzić. Bo jak nazwać młodzieńca, który znając zwyczaje panujące w tamtych czasach ulega wdziękom córki gospodarza? Mało tego, daje się przyłapać w niedwuznacznej sytuacji obu ojcom. Z pozoru tak niewinne, błahe zachowanie doprowadziło jednak do ogromnej tragedii, bo przecież złamał surowe zasady i obraził w ten sposób gospodarza. 
 
Styl 9/10
Pomimo tego, że bardzo dobrze mi się czytało, to mam jednak drobną uwagę – jak dla mnie na samym początku książki była zbyt duża liczba porównań. Generalnie kilka pierwszych stron to było porównanie do porównania. Później jednak nie były one tak dokuczliwe jak początkowo – ewentualnie ja się na nie uodporniłam. Autor całość przedstawia bardzo dokładnie, każdy detal, każdy element strategii bitewnej tak, aby czytelnik się nie pogubił, a zrozumiał jaki był cel tych wszystkich starań. Co ciekawe jednak, opisy te nie są męczące.
 
 
Ocena końcowa 10/10
Rewelacyjna pozycja dla każdego, kto chciałby bliżej poznać mitologię skandynawską i Wikingów. Z bólem serca niestety muszę przyznać, że większość ludzi nadal uważa ich za barbarzyńców i niszczycieli, ale jak nazwać chrześcijan, którzy dopuszczali się zbrodni jeszcze większych na swoich braciach? A taki wątek również jest w książce. I nie nazwałabym tego fikcją literacką. A żeby się dowiedzieć o jakich zbrodniach mowa polecam przeczytać „Wikingowie. Wilcze dziedzictwo” nie tylko dorosłym, ale również młodzieży, żeby sobie przypomniała jak ważny jest honor i obietnice, które się składa stanowczo zbyt często w obecnych czasach. Sądzę jednak, że osoby o słabszej psychice mogą jej nie doczytać. Tak czy inaczej, ja nie mogę się doczekać kolejnej części, która mam nadzieję udzieli mi odpowiedzi co się stało z bohaterami, których nie uśmiercił. Jeszcze.
 
Ale to nie wszystko – autor zasłużył na moje wielkie uznanie, gdyż oprócz słowniczka na końcu książki umieścił również słowo od siebie, w którym ośmielił się napisać, że to wcale nie Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę, a właśnie Wikingowie 500 lat przed nim. Ponadto na łamach książki umieścił ciekawą informację o Mieszku I – że był on Wikingiem. Jednakże mnie jako pasjonatkę i rekonstruktorkę okresu wikińskiego uderzyła mocno jedna rzecz – okładka, gdyż po pierwsze Wikingowie nie mieli rogów na hełmach, a kobiety nie malowały paznokci, a oczy. Można by nie zwrócić na to większej uwagi, gdyby nie ten przepiękny i historyczny jelec miecza.
 
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Akurat.
 
 
 
- Frey

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka