Autor: Angus Watson
Tytuł: Tron z Żelaza
Zbliża się nieuniknione starcie armii Juliusza Cezara z brytami. Po swojej stronie ma on 6 legionów, czyli trzydzieści tysięcy legionistów, czterdzieści słoni bojowych i druida Felixa wraz z jego demonami. Przeciwstawia się mu Lowa na czele piętnastotysięcznej armii. Zrobi ona wszystko, byle tylko obronić Brytanię przed Cezarem.
Ten krótki opis mówi nam, że fabuła powinna być w mniejszym lub większym stopniu ciekawa i faktycznie tak jest, choć mnie jakoś nie powala, zirytowało mnie dopiero samo zakończenie, gdyż było bardzo w stylu deus ex machina, a takich rzeczy się po prostu czytelnikowi nie robi.
Z bohaterami jest różnie. Moim ulubionym jest Dug. Ten Dug, który umarł na końcu poprzedniego tomu, więc nie został mi nikt, o kim mógłbym się wyrażać w przesadnie pozytywny sposób.O ile Lowę da się bez większego problemu znieść, nie mylić z polubić, to młoda Druidka Wiosna przez pierwsze pół tomu strasznie irytuje. Wiem, że ma tylko piętnaście lat, ale to szczyt hipokryzji obwiniać Lowę o śmierć Duga, któremu de facto sama wpakowała strzałę między oczy. Potem również na skutek własnej głupoty dostaje się do rzymskiej niewoli. Ale żeby nie było, iż tylko Brytowie są głupi, to trzeba powiedzieć coś o Cezarze. On sam, pomimo teoretycznego geniuszu strategicznego, wydaje się jedną z najgłupszych postaci całej trylogii, na dodatek tak kompletnie narcystycznej i egocentrycznej, że mówi o sobie w trzeciej osobie.
Jeśli przyjrzeć się stylowi pisania Watsona, to trzeba przyznać, że jego prozę czyta się bardzo łatwo, lekko i przyjemnie. Nie odrzuca ona w żaden sposób czytelnika, lecz jeśliby zrobić mu analizę pod względem merytorycznym, to wypadnie znacznie gorzej, bo autor nawet nie udaje, że próbuje zrobić jakąkolwiek stylizację językową. Jego bohaterowie mówią jak ludzie nam współcześni, legioniści klną jak typowe Sebixy spod bloku, co mi jakoś mało pasuje do Rzymian. Tych tekstów typu oddalone o rzut hełmem też jakoś nie lubię. I już zupełnie nie rozumiem, dlaczego Brytowie ciągle klną na jaja borsuka lub w jakiś inny sposób, również związany z tym zwierzęciem.
Cała trylogia Czas Żelaza niezbyt przypadła mi do gustu, bohaterowie mnie irytują, a styl niekiedy odrzuca, lecz pomimo wszystko książki z tego cyklu są naprawdę bardzo przyjemną lekturą, której przeczytania się nie żałuje ani nie utożsamia z utratą czasu. Ode mnie Tron z Żelaza uzyskuje ocenę 6.5/10
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.
-Harry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz