sobota, 5 listopada 2016

Praca konkursowa



Autor: Morrigan
 

Śnieżna opowieść
            Nad lasem już dawno zapadł zmrok. Gwiazdy uporczywie błyszczały zimnym światłem, a nad czubkami jodeł majaczył fragment księżyca. Między niewysokimi iglakami stała na oko trzynastoletnia dziewczynka. Jej czarne buty tonęły w śniegu, a czerwona peleryna od dołu pokryła się szronem.
            Było zimno, ale dziewczynka nie ruszała się z miejsca. O tym, że nie jest jedynie posągiem świadczyła para wydobywająca się z jej ust po każdym wydechu. Chociaż zapewne zmarzła pod cienką peleryną, nie opuściła swojego posterunku. Ośnieżone jodłowe gałęzie dotykały jej pleców i ramion, a gwiazdy oświetlały drobną twarzyczkę zastygłą w obojętnym wyrazie. I palce zaciśnięte na sztylecie.
            Ciężkie, śniegowe chmury zasłoniły gwiazdy. Dziewczynka nadal stała pomiędzy jodełkami, nasłuchując. Las był cichy, wydawał się być niemal uśpiony. Gdy dziewczynka była dzieckiem myślała, że zimą las naprawdę zasypia, aby obudzić się dopiero wiosną. W lecie słyszała szept liści i pieśń gałęzi, ale zimą wszystko było ciche i nieme. Groteskowo okropne i nieme. Potem dziewczynka zrozumiała, że las jest martwy niemal tak jak jej serce. Nie może szeptać czy nucić, nie może czuć ani żyć - może jedynie egzystować, korzeniami mocniej wczepiając się w glebę i liczyć na to, że przewegetuje kolejny rok.
            Zaczął padać śnieg i dziewczynka przypomniała sobie wszystkie te noce, kiedy nie bacząc na zakazy babci otwierała okno i łapała śnieżynki albo wykradała się na pobliską polanę, gdzie mogła zachwycać się unikalnością każdego jednego śnieżnego płatka. Wyobrażała sobie, że śnieg jest magicznym pyłem zsyłanym przez Anioły, mającym za zadanie zakryć brzydotę całego świata. Kiedy powiedziała to babci dostała solidne lanie. Babcia powiedziała wtedy, że to tylko bujdy, a ona zamiast marzyć powinna się wziąć do pracy. Marzenia dziewczynki zginęły przysypane lawiną anielskiego śniegu. A może to tylko nadzieja umarła? Dziewczynka nie umiała tego jednoznacznie stwierdzić.
            Ciszę przerwało odległe wycie wilka. Dziewczynka instynktownie spięła się i mocniej zacisnęła rączkę na rękojeści sztyletu. Posrebrzane ostrze zalśniło w mroku. Spojrzała na nie, a resztki niepewności uleciały niczym para, nie pozostawiając śladu w tym głuchym lesie. Dziewczynka wiedziała, że musi to zrobić, inaczej nigdy nie pozna prawdziwego życia, ciągle uwięziona w chatce, zakneblowana kagańcem z wypaczonych marzeń i sznurami z podciętych ambicji.
            Wycie rozległo się bliżej dziewczynki. Wiedziała, że wilk ją wyczuł i zbliża się do niej. Dziewczynka strzepnęła z ramion i kaptura śnieżną warstwę, po czym zrobiła dwa kroki w przód. Zamknęła oczy i usłyszała, jak na lewo od niej śnieg się zapada. Wilk był już bardzo blisko.
            Zobaczyła go niemal od razu po otwarciu oczu. Wielka bestia o czarnym futrze i złotych ślepiach. W otwartym pysku widać było duże i na pewno ostre zębiska. Dziewczynka wyciągnęła przed siebie dłoń ze sztyletem i czekała, aż wilk skoczy. Jej oczy co prawda przywykły do ciemności, a sylwetka wilka odcinała się od bieli śniegu, ale dziewczynka nie mogła zauważyć przykurczu tylnych łap. Musiała zdać się na wyczucie.
            Wilk skoczył. Serce dziewczynki biło mocno i szybko, ale jej ruchy były opanowane. Niesamowite było, jak ta mała potrafiła trzymać na wodzy strach i nerwy. Ledwo posrebrzone ostrze sztyletu dotknęło czarnego futra, wilk zawył. To był straszny, przejmujący dźwięk, powodujący gęsią skórkę i nagły strach. Nawet ręka dziewczynki drgnęła. Wilk opadł na ziemię, patrząc płonącymi wściekłością ślepiami na dziewczynkę, ale nie mogąc się podnieść. Pazury przeorały śnieg. Dziewczynka wyjęła sztylet po czym wbiła go ponownie, tym razem w prosto w serce.
            Pod wilkiem na śniegu wykwitły czerwone plamy krwi, a pazury zastygły w przymarzniętej zaspie. Para uniosła się z jego nozdrzy ostatni raz, leciutko, niemal niedostrzegalnie. Dziewczynka patrzyła na martwe cielsko, a jej twarz wyrażała obojętność. Powinna coś czuć... cokolwiek. Żal, smutek, radość... A ona nie czuła nic. Gorzki posmak w ustach i przejmujące zimno - to jedyne, do czego odczuwania zdolna była dziewczynka.
            Ciało wilka konwulsyjnie zadrgało, po czym zaczęło zmieniać się w staruszkę. Jej koszula była obficie zroszona krwią, teraz już zaczynającą krzepnąć i przymarzać. Dziewczynka przyklękła przy niej, po czym jednym ruchem ręki zamknęła oczy staruszki, teraz już nie złote, a brązowe. Po policzku dziewczynki spłynęła pojedyncza łza, zamarzając na podbródku. Śnieg nasączony krwią sprawiał upiorne wrażenie. W głuchym jak dotąd lesie dziewczynka usłyszała życie - dwie sowy pohukiwały z dwóch przeciwnych stron, a gdzieś daleko zaszczekał pies.
            - Żegnaj, babciu. - Wyszeptała dziewczynka. - Wybacz mi, nie miałam wyboru. Teraz jestem wolna...
            Twarz dziewczynki na powrót stała się obojętna niczym maska. Odwróciła się i powolnym krokiem skierowała w stronę wyjścia z lasu. Na jej zakrwawioną dłoń upadł płatek śniegu. Dziewczynka nie widziała w życiu zbyt wiele piękna, ale śnieżne płatki od zawsze jej się z nim kojarzyły. Śnieżne płatki, rwące potoki, kruki i białe róże. Babcia dziewczynki lubiła gwiazdy, ale dziewczynce kojarzyły się one jedynie ze skradzionym, odbitym światłem i zimną, wyniosłą obojętnością. Teraz spojrzała na swój płatek, ale on już zaczynał się topić. Przez ułamek sekundy dziewczynce wydawało się, że stopiony z brzegów okruszek przypomina wilczy łeb. Ale uczucie to minęło równie szybko jak się pojawiło, a dziewczynka strzepnęła z dłoni kropelkę brudnej, różowawej od kalającej dłoń dziewczynki krwi wody. Ślad po kropelce już powoli zamarzał.
            Dziewczynka szła, a jej buty zostawiały krwawe ślady. Każdy płatek, który ich dotknął, momentalnie się topił. Dziewczynka nie była w stanie tego dostrzec wciąż patrząc przed siebie. Ja dostrzegłam.
            Wśród drzew podniosła się mgła, a potem poprzez ciężkie, śniegowe chmury do lasu dostało się światło gwiazd. Gdzieś nad dziewczynką zahuczała sowa, a ja wpatrywałam się w ciało staruszki leżące pośrodku lasu.
            Dziewczynka nie znała legend. Nie wiedziała, że teraz - wilczym dziedzictwem - co pełnię to ona będzie stawać się bestią. Nie wiedziała, że babcia przyjęła na siebie jej brzemię. Ale także jej współczułam.
            Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, oświetlona zimnym, odbitym światłem gwiazd.
            Żegnaj, Kapturku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka