wtorek, 15 listopada 2016

“Wedle Zasług” - recenzja

Tytuł: Wedle Zasług 
Autor: Sławomir Nieściur 
Wydawnictwo: Fabryka Słów
 
RECENZJA AZRAEL: 
Niedawno seria S.T.A.L.K.E.R. powiększyła się o kolejny, dziewiąty już, tytuł. Zaledwie parę dni temu premierę miała powieść „Wedle zasług”. Książka jest debiutem Sławomira Nieściura. Autor stanął na wysokości zadania. Stworzył i opisał świetną historię. Mamy w niej wszystko, za co kochamy S.T.A.L.K.E.R.a. Mamy misje, mamy intrygujących bohaterów, mamy zgraję mutantów i emisje... Ale po kolei.Akcja rozpoczyna się w 2006 roku. Otrzymujemy niewinny jak na Strefę wstęp: polowanie. Bohaterowie, Jusupow i Rybin, są łowcami. Zajmują się eliminowaniem niebezpiecznych stworzeń, takich jak szary czarnobylski. Czasem jednak role się mogą odwrócić.W wyniku eksperymentu myśliwi stają się zwierzyną. Zona zmienia się w zupełnie inne, znacznie groźniejsze, miejsce. Anomalie pojawiają się na każdym kroku, większość ludzi zmienia się w krwiożercze bestie... Jusupow i Rybin znajdują się w niebezpieczeństwie, jednak zagrożenia nie stanowią wyłącznie twory Strefy, ale też inni ludzie.Podczas gdy łowcy walczą o przetrwanie w Strefie, ich tropem rusza inny myśliwy – Mietkin. To właśnie on odpowiada za sytuację Jusupowa i Rybina.Nie ma głównej postaci – każdy w podobnym stopniu wnosi do książki coś od siebie. Czytelnik śledzi losy wielu osób jednocześnie – tajemniczego Waruchina, Mietkina i jego towarzyszy oraz Rybina i Jusupowa. Bohaterowie są różnorodni. Każdy ma inny charakter i inny cel. Nie zawsze wiemy, czego się spodziewać. Dla osób znających Fabryczną Zonę dodatkowym smaczkiem będzie stworzony przez Bartka Biedrzyckiego stalker Bożokorow.Przez książkę przewija się mnóstwo postaci, które w większym lub mniejszym stopniu mają wpływ na rozwój wydarzeń, dzięki czemu akcja stale pędzi. Powieść wciąga czytelnika i go nie wypuszcza aż do ostatniej linijki. Podczas lektury można odnieść wrażenie, że jest się tuż obok bohaterów – wraz z nimi przemierza się bagna, poluje na pseudogiganta bądź ucieka przed emisją. Autor zadbał o to, aby w powieści nie zabrakło opisów, dlatego całkiem łatwo jest przenieść się do wnętrza książki. Nawet osoba, która nie zna serii, łatwo się wczuje w klimat Zony.Wystarczy przewrócić stronę, aby znaleźć się zupełnie innym miejscu, z zupełnie innymi postaciami i zupełnie innym problemem na głowie. Momentami czytelnik może się pogubić. Podczas czytania należy zachować czujność. Książka nakłania do myślenia, a bez tego można łatwo wpaść w anomalię zwaną „nieogarnięciem”.Sceny polowań i wędrówek po Strefie są obfite w grozę. Wrażliwe osoby mogą słabo przeżywać opisy walki i ran zadawanych przez mutanty. Autor nie oszczędza słów, przedstawiając zabójcze zdolności pijawek i innych bestii. Jak to w Zonie bywa, trup ściele się gęsto. Bohaterowie nie są niezniszczalnymi herosami, którzy zmieniają świat na lepsze. Mają swoje cele i słabości, a dzięki nim otrzymujemy nie tylko wartką akcję, ale też elementy komizmu. Specyficzny humor jest widoczny w kilku momentach. Między innymi dzięki niemu czytelnik może bez problemu wczuć się w klimat Strefy.Powieść bardzo polecam zwłaszcza fanom serii. Osoby, które wcześniej nie miały ze S.T.A.L.K.E.R.em do czynienia, mogą mieć problem ze zrozumieniem świata, jednak nawet to mogą ominąć dzięki wyjaśnieniom autora.Dodatkowym smaczkiem będą ilustracje Pawła Zaręby. Artysta doskonale oddał klimat powieści, tworząc rysunki niektórych scen. Nadruki są świetnej jakości. Jasne na tyle, aby były widoczne szczegóły, a jednocześnie ciemne i mroczne. Z zewnątrz powieść również prezentuje się wspaniale – grafiki piękne, kolory intensywne, napisy równe. Nic, tylko przeczytać i dodać na półkę kolejną książkę z pomarańczowym trójkątem.
-----------------
 
 
RECENZJA GUMIGUTY: 
„Wedle zasług” Sławomira Nieściura nie jest moim pierwszym spotkaniem ze stalkerskim uniwersum. Za dzieciaka grało się ukradkiem w grę, napieprzało mutanty, gdy rodzice nie patrzyli. Kilka lat później przyszedł czas na książki Noczkina, który (na szczęście nie dosłownie) wprowadził mnie w Zonę. Jednak „Wedle zasług” to pierwszy tytuł spod pióra rodzimego autora, po który sięgnęłam. Powieść można porównać do dobrego, wysłużonego kałacha i półlitrowej wódki Kozak. Mówiąc krótko, jest moc.Zaczyna się niewinnie, jak na Zonę. Dwóch myśliwych, Jusupow i Rybin, wałęsają się po skażonym terenie w poszukiwaniu szarych czarnobylskich, cholernie niebezpiecznych wilków, które pojawiły się w okolicach tuż po katastrofie. To miała być bezproblemowa misja, ta dwójka już niejedno bydlę utłukła. Jednak Zona tak łatwo ze swych objęć nie wypuszcza, szczególnie gdy „ci z góry” mają coś na sumieniu. Choć powszechnie wiadomo, że wódka wchodzi jak złoto, to mimo to szefostwo pewnej nocy za bardzo zabalowało i, chcąc nie chcąc niepożądane pliki czy inne dane poszły w bliżej nieznany eter. Coś szlag trafił, coś zrobiło głośne „pierdut!”. Eksperyment nie poszedł najlepiej, a ci którzy przetrwali emisję (czyt. Jusupow i Rybin), muszą opuścić ten świat. I to możliwie jak najszybciej.Czytając pierwszy rozdział, czytelnik jest niemal pewny, że dwaj myśliwi bez wątpienia są głównymi bohaterami „Wedle zasług”. Im bliżej końca, tym odbiorca zdaje sobie sprawę, że Nieściur nie zdecydował się na skupienie fabuły tylko wokół wyżej wymienionych łowców. Poznajemy całą chmarę postaci, które reprezentują różne grupy oraz osobowości. Mamy stare wygi w postaci Jusupowa i Rybina, młodych gniewnych żółtodziobów, stalkerów z krwi i kości, wojskowych, którzy dla wielu są jak wrzody na tyłku i wiele innych bohaterów, mających unikalne cechy czy przynależących do różnorodnych frakcji. Jest to umiejętnie wykorzystany zabieg, ponieważ losy jednej postaci potrafią porządnie namieszać w fabule, co daje autorowi spore pole do popisu w rozwoju akcji.Nie każdą postać trzeba darzyć miłością, część z nich naprawdę trudno polubić, patrząc na ich poczynania. Jednakże Nieściur tak skonstruował ich charaktery, że czytelnik jest w stanie zrozumieć ich motywacje i postępowania. Choćby nie wiadomo, jakimi parszywcami by się okazali, pomyśli sobie „no w zasadzie nie dziwię się facetowi…”. Nie tylko postępowanie, ale również dialogi wydają się bardzo naturalne. Przebywający w Zonie nie są zbyt elokwentni, przynajmniej większość z nich. Zarzucą mięsem, niezbyt grzecznie się odezwą, czasami zdania złożone są w sferze marzeń. Lecz dzięki temu ich rozmowy wyglądają na prawdziwe i niewymuszone. Zdarza się, że ilość przekleństw jest na tyle duża, że ważne dla fabuły informacje zostają gdzieś w tyle, nie docierają do czytelnika. Na szczęście Nieściur zachował proporcje i słowa na literę „k” nie przesłaniają całości.Fabularnie „Wedle zasług” również wypada całkiem nieźle. Zonę widzimy z różnych perspektyw, zależnie od bohatera, z którym w danym momencie przeżywamy. Tak samo jak prezentowane wydarzenia. W uniwersum S.T.A.L.K.E.R. w zasadzie nie ma miejsca na pogaduszki o polityce, skoro na plecach czujesz śmierdzący oddech pseudogiganta. Liczą się mutanty, kałach i co lepsze artefakty. Ale polityka zawsze gdzieś tam się kręci, prawie że niewidoczna, ale odczuwalna. Nieściur zaakcentował to całkiem dobitnie, że emisje znikąd nie przyszły. Niewiele jeszcze o nich wiemy, ale „Wedle zasług” ostatnią książką tego pisarza nie jest. Mam nadzieję, że dowiemy się nieco więcej, gdyż na razie mamy tylko przesłanki, które zaostrzają apetyt. Na razie sporą część książki zajmują walki z mutantami, które zostały naprawdę dobrze przedstawione. Opisy bijatyk nie ciągną się w nieskończoność, nie są też za krótkie, a co najważniejsze autor nie rozdrabnia wszystkiego na atomy. Owszem, opisy są szczegółowe, ale czytelnik dostaje tyle informacji, ile potrzebuje. Wymiary mięsaka ani dokładny model stalkerowego gnata nie jest niezbędny do życia i Nieściur doskonale zdaje sobie z tego sprawę.Akcja toczy się szybko, co jest charakterystyczne dla tego uniwersum. Przyspieszają ją zgrabne opisy walk, nawet niektóre co ważniejsze wymiany zdań między bohaterami. Nie sposób zasnąć przy „Wedle zasług”, ani też znudzić się. Jednakże pojawią się pewne fragmenty, które mają służyć uspokojeniu akcji – ktoś opowiada o swoich zdobyczach, ktoś gada o tym, jak bohatersko załatwił mutanta. Coś, co miało spełniać funkcję retardacji, tak naprawdę nie było wcale potrzebne. Te epizody nie wprowadzają niczego nowego do fabuły i nie do końca dopasowują się w całość. Równie dobrze może ich nie być. Jednakże takich fragmentów nie jest wiele, więc nie są one rażące.Jeśli zaś chodzi o Zonę, to jest ona niemalże w stu procentach taka, jaka powinna być. Mamy artefakty, mutanty, emisje i inne tego typu atrakcje turystyczne. Nowością, przynajmniej dla mnie, jest obecność owych myśliwych, którzy ze stalkerstwem mają wspólne tylko to, że siedzą po uszy w bagnie zwanym Zoną. Nie zbierają artefaktów, do żadnej większej frakcji nie należą, za mutantami, jak nie muszą, też nie ganiają. Jest to element, który bardzo mi się podoba. Natomiast przedstawienie wojskowych nie do końca trafiło w mój gust. Choć taka technologia już oczywiście istnieje, to jednak żołnierze w egzoszkieletach sprawiali, że Zona robiła się mniej naturalna, a bardziej science-fiction. Być może wynika to z przyzwyczajenia do świata przedstawionego przez Noczkina, gdzie 3/4 postaci liczyło na twardą dupę, głupie szczęście i naładowanego kałasznikowa, aniżeli na wymuskaną zbroję, która mogła odwalić połowę brudnej roboty (ale żeby nie było, egzoszkielety u Nieściura niezniszczalne nie są).Wisienką na torcie są ilustracje Pawła Zaręby, które świetnie łączą się z klimatem kapryśnej Zony. Są mroczne, utrzymane w odcieniach ciemnych szarości i czerni. Chociaż sercem nadal jestem przy stylu Dominika Brońka, to po lekturze „Wedle zasług” z czystym sumieniem mogę pokusić się o stwierdzenie, że ma on godnego przeciwnika, Pawła Zarębę.„Wedle zasług” nie jest książką z oceną „mocne 2/10”. Zdecydowanie bliżej jej do mocnego 8/10, biorąc pod uwagę zarówno fabułę i świat, jak i postaci. Nieściur zafundował nam kawał porządnego postapo i nie na pewno nie jedno ma jeszcze do zaoferowania. Mam nadzieję, że autor ma już w zanadrzu kontynuację, bo niedosyt po „Wedle zasług” pozostał. Powieść pochłania się szybko i z przyjemnością, dokładnie tak jak wódkę Kozak.
--------------
Za możliwość przeczytania książki "Wedle zasług" dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów.

1 komentarz:

  1. Bardzo dobra recenzja. Zdecydowanie polityka macza palce wszędzie. Nawet gdyby się nie chciało to zawsze jest obecna. Czuć, że książkę to pisał Nieściur, a nie kobieta.

    OdpowiedzUsuń

statystyka