sobota, 16 czerwca 2018

przesądy cz. I

Sporo minęło od mojego ostatniego blogu tematycznego, główną tego przyczyną jest brak czasu, którego i teraz mi brakuje, ale ten pomysł spędza mi sen z powiek, więc postanowiłam, mimo wszystko wyżyć się na klawiaturze i móc spokojnie spać.
Każdy z nas zna jakieś przesądy i zapewne je stosuje, mniej lub bardziej świadomie. Nawet się nad tym nie zastanawiamy, czasami naprawdę w nie wierząc. Zacznijmy od domu z którym wiążę się prawdopodobnie najwięcej przesądów. Jasnym jest fakt, że domu nie powinniśmy budować w miejscu kaźni, śmierci, cmentarza. Domu nie powinniśmy również stawiać w miejscu, gdzie spał kot, natomiast bez przeszkód dom można wznieść tam, gdzie wypasały się owce. Oczywiście wiążę się to z usposobieniem tychże zwierząt, a także stosunkiem ludzi do nich. Koty, szczególnie te czarne były kojarzone z złem, a spokojny temperament owcy dobrze się kojarzył. Dom nie należało stawiać na drodze, a jeszcze jedynym dobrym zwierzęciem były mrówki. Oczywiście przez wzgląd na ich pracowitość. 

Dawniej głównym budulcem było drewno, a więc drzewo powinno być dorodne, bez dziur, szkodników. Drzwi powinny wychodzić na południe, co gwarantowało dobre samopoczucie domowników, związane z słońcem. W fundamenty wrzucano najróżniejsze przedmioty i nie tylko, przede wszystkim pieniądze, złoto, inne świecidełka, by przyniosły pomyślność domownikom. Jeszcze w dwudziestym wieku składano ofiary z zwierząt, które zakopywano pod progiem, ale nawet murowano w ścianach, szczególnie te małe. Pod próg wkładano również podkowy, które przynosiły szczęście. W średniowieczu natomiast tradycja poszła o krok dalej, bo w ofierze zakopywano żywych ludzi. Czymś normalnym było chowanie zmarłych pod progiem. Mniej drastyczne środki polegały na zakopywaniu chleba, żywności, by jej w przyszłości nie zabrakło. Przed złymi duchami w czasach chrześcijańskich chroniły krzyże położone na węgłach domu. Skorupki jajek zakopane w fundamentach zapewniały dużo zdrowych dzieci i chroniły przed wilgocią. 

Dawniej na wsiach zazwyczaj nowa rodzina sama budowała swój dom, czasami pomagali w tym sąsiedzi i dalsza rodzinna. Nikogo nie było stać na robotników, ale bogaci mogli sobie pozwolić na pomocników, lecz i wówczas należało się trzymać pewnych zwyczajów. Po ukończeniu kluczowych etapów budowy robotnicy wywieszali wiechę, czyli bukiet lub gałązkę, która oznaczała, że oczekują oni specjalnego poczęstunku. Gdyby ktoś chytry odmówił robotnicy mieli prawo odmówić dalszych prac, a na sam dom miało spaść nieszczęście. 

Zakończenie budowy domu nie zakończyło trudów w oszukiwaniu fatum czy złych duchów. Pierwsze przekroczenie nowowzniesionego domostwa wiązało się również z przesądami, których bezwzględnie należało przestrzegać. Koniec budowy powinien nastąpić przed żniwami. Najlepiej było się wprowadzać w sobotę, ale najpierw trzeba było pomieszczenia umeblować. Podstawowym meblem w bogatych i biednych domostwach był stół wokół, którego zbierała się rodzinna. Dlatego to właśnie stół wnoszono jako pierwszy. Na Filipinach należało przynieść chleb i koniecznie nową miotłę, stara przynosiła pecha. Miotła powinna stać przed domem, aby odstraszać złe moce. Czasami do domu wpuszczano przed ludźmi czarnego kota, który ściągał na siebie wszystkie domniemane złe moce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka